Krótko przed Świętami Bożego Narodzenia była sprawa. Stres dopadł mnie dopiero wtedy, kiedy sędzia zapytał o mój wiek. "Ile ja mam lat, jejku, co za pytanie - nie wiem" - kołatało mi się w głowie. Przedłużającą się ciszę przerwałam wreszcie odpowiedzią - prawidłową :) Emocje jednak były tak duże, że mózg nie chciał współpracować. Później wpadłam w samozachwyt nad Smerfem i pewnie gdybym nie usłyszała "Dziękuję" to mówiłabym o Nim do teraz. Było sympatycznie, czasem śmiesznie - nigdy nie podejrzewałam nawet, że w Sądzie może być tak przyjemnie. Wyszliśmy uśmiechnięci i przy drzwiach wyjściowych rzuciłam się prawie na męża piszcząc z radości "Mamy syna, mamy syna!".
Pojechaliśmy odwiedzić RZ, gdzie przebywał Smerf, łez radości i wzruszenia nie było końca. Podczas spotkania m.in. Zastępczy Wujek powiedział, że też był dziś w Sądzie i ochrona opowiadała mu o tym, jak jakaś para wychodziła i wyglądała, jakby wygrała milion w lotto, powtarzając w kółko "mamy syna" :) A dla nas to prawdziwy milion.
Mamy więc syna. Teraz już dużego chłopaka, z łobuzerskim uśmiechem. Niesamowicie wrażliwego, upartego i ciągle śmiejącego się.
Smerf lubi "opowiadać" po swojemu, a zasób "słownictwa" ma całkiem bogaty. Potrafi okazywać emocje. Uwielbia jeść. Siedzi samodzielnie. Próbuje stawać i pełzać na czworakach. Kąpiel to Jego żywioł. Jest kochany. Jest nasz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz