Sercem urodzone

Sercem urodzone
W błękicie Twoich oczu odnalazłam szczęście....

wtorek, 26 maja 2015

Dzień, który też należy do mnie - plaster na serce

"Mama" - słyszę jak synek nawołuje mnie z łóżeczka. "Mamaaaaaaa" - prawie wyczuwam złość w Jego głosie, że nie zareagowałam od razu. "Mama!" - z uśmiechem oznajmia Smerf na mój widok, kiedy wciąż zaspana, kilka minut po piątej podnoszę się i uśmiecham do synka. Jednak tego, co nastąpiło potem, nie spodziewałam się.... Smerf wyciąga do mnie swoje małe łapki, chwyta nimi stanowczo za moje uszy, przyciąga moją twarz do swojej i daje mi soczystego buziaka, zostawiając na mojej, wciąż zdziwionej twarzy litr śliny. "Maaaaaama" - kończy swój prezent z okazji Dnia Matki i podskakując z radości oczekuje na poranne mleko.
- Nie wierzę, dostałaś już prezent na Dzień Mamy - śmieje się mąż, który z boku obserwował całą akcję. 

A ja czuję, jak z każdego milimetra mojego ciała tryska szczęście. Jestem mamą. Jestem dumną mamą cudownego synka. Mogę świętować, bo to również jest mój dzień.  
Dostałam pierwszy prezent z okazji tego dnia, bo jak stwierdził mój mąż "chłopaki muszą się wspierać i dopóki Smerf nie będzie decyzyjny, ja pomogę". Jednak rzeczy namacalne, chociaż radują, to są niczym w porównaniu z uśmiechem synka. Ten jest lekarstwem na każdą ranę duszy. 

Wszystkim mamom, z okazji ich Dnia życzę, aby życie upływało na macierzyńskiej sielance, a żadne chmury nie były w stanie przyćmić słońca, jakie wnoszą w życie Nasze Pociechy. 
Wszystkim tym, którzy jeszcze czekają na świętowanie tego Dnia życzę, aby to był ostatni, w którym zadają sobie pytanie "Kiedy ja?" i aby każdy kolejny dzień wnosił w ich życie pokłady cierpliwości, aby móc zrealizować swoje marzenia. 

Doskonale jeszcze pamiętam ten dzień sprzed roku. W pamiętniku pisałam " Tak bardzo bym chciała, żeby w kolejnym roku ten dzień był dla mnie radosny. Tak bardzo bym chciała przytulić małe ciałko i poczuć, że ten dzień należy do mnie....Boże, połóż plaster na moje serce, proszę....". A dziś dziękuję. Za dar macierzyństwa. Za Smerfa. Dziękuję za to, że jestem mamą. Dziękuję za plaster na moje serce.

niedziela, 24 maja 2015

Charaktery

Pogodne dni sprzyjają spacerom,  z których ze Smerfem z przyjemnością korzystamy. Robimy coraz dłuższe trasy, a synek uwielbia zwiedzać i jest naprawdę grzeczny.  Jeśli chodzimy ze znajomymi - czas mija na rozmowach.  Jeśli chodzimy sami, Smerf podziwia a ja ..... rozmyślam. 

Rozmyślam o tym,  co było,  co będzie.  Jak będzie wyglądało moje,  nasze życie za kilka lat. Jak moje wyobrażenia będą się miały do rzeczywistości? 

Już teraz rysuje się powoli charakter synka. Jest uparty, jak mama :) i wytrwały w dążeniu do celu,  jak tata :) Jeśli chce coś osiągnąć jest czarujący i taaaaaaki kochany. Bacznie obserwuje ludzi i swoim uśmiechem obdarowuje tylko tych, którzy Jego zdaniem na niego zasługują.  I przy całej swojej słodyczy najbardziej lubię jego stanowcze "nie". Bo nie, to nie - i nie ma siły, która mogłaby Go przekonać,  że niekoniecznie ;)




wtorek, 19 maja 2015

Taka sytuacja....

Dzisiejsze popołudnie. Siedzę na dywanie oparta plecami o narożnik i patrzę na Smerfa, który z zaangażowaniem próbuje rozdzielić klocki. Muszę przyznać,  że jest bardzo uparty i nie poddaje się, nim nie osiągnie celu. Spostrzega, że Go obserwuję, zostawia klocki i pędzi do mnie na czterech, wspina się na mnie, otwiera buzię najszerzej jak potrafi i daje mi buzi. Całuję mnie po całej twarzy, po czym prawie pęka ze śmiechu i jakby nigdy nic wraca do klocków (które po długiej "parcelacji" dają się rozdzielić). Ja rozpływam się w miłości do Niego.

Dzisiejszy wieczór. Jak zawsze wyciągam Smerfa z wanienki i zawijam Go całego w ręcznik.  A później (jak co dzień) cichutko wołam: "Gdzie jest mój synek, gdzie On się schował....?" Smerf udaje, że Go nie ma, nie rusza się,  ale po trzecim moim "wołaniu" chichocze cicho. Wtedy ja odchylam ręcznik i całuję Go w nos. Szkoda, że nie można opisać jak się śmieje,  bo robi to naprawdę Smerfastycznie ;) 

Takie sytuacje to codzienność.  Cudowna,  jedyna, chociaż czasem trudna codzienność.  Wymarzona,  wyczekana, wymodlona. 
Zastanawiam się czasem, czy gdybym miała Smerfa "od razu ", jak setki par,  które postanawiają powiększyć rodzinę i miesiąc później ogłaszają dobrą nowinę innym, czy docenialabym tak samo cud Jego istnienia? Czy gdyby nie droga, która doprowadziła mnie do Niego zachwycałabym się tym, co zachwyca mnie teraz? Czy wiedziałabym, jak to jest pragnąć do bólu?  
Nieważne,  nieistotne.  Najważniejsze,  że jest. 


Smerfiątko się edukuje ;)


czwartek, 14 maja 2015

W poszukiwaniu siebie

Zmieniłam się.  Patrzę na śpiącego Smerfa i nie pamiętam,  co robiłam rok temu o tej porze. Nie pamiętam,  jak organizowałam sobie czas. Nie pamiętam też jak to jest wziąć długą kąpiel czytając książkę.  Teraz jest częściej wszystko "szybciej". Szybka kąpiel,  szybkie czytanie. Szybkie ogladanie filmu. Szybkie spanie. Nawet jeśli zajmuje mi to więcej czasu niż kiedyś,  mam wrażenie,  że wszystko robię szybciej. Robię więcej.  Robię z miłością i zaangażowaniem.  Robię,  bo widzę sens.

Chociaż o wielu sprawach i rzeczach nie pamiętam,  to pamiętam doskonale ten ból samotności.  Ból nie-macierzyństwa.  Pamiętam,  jak spuszczałam wzrok na ulicy, kiedy mijały mnie kobiety z wózkami. Pamiętam,  jak u ginekologa czytałam kilkanaście razy jedną broszurę, bo cała reszta dotyczyła ciąży.  Pamiętam młodą,  zagubioną dziewczynkę , której jak na złość nikt nie chciał wskazać drogi do Domu. Bo tam, gdzie mieszkała,  dom był tylko budynkiem. I chociaż czekał w tym domu kochający do szaleństwa człowiek,  nie mogła kłamać  - ona wciąż szukała Domu.

Dojrzałam. Odnalazłam Dom. Czuję się kobietą.  Czuję się szczęśliwa.  

Do napisania tego skłoniło mnie jedno pytanie. "Czy warto było tyle czekać,  tyle znieść i poświęcić,  żeby mieć dziecko?"
"Mieć dziecko" to nie kwestia posiadania. Bowiem nikt nie jest niczyją własnością. "Mieć dziecko" to dostrzegać więcej,  poszukiwać i doskonalić.  To zmieniać się każdego dnia nowo, aby kiedy przyjdzie pora powiedzieć "dokonałam/em czegoś wielkiego, pokazałam/em jak przejść przez życie ". 
Warto było czekać każdą sekundę,  znieść każdy ból i poświęcić wszystko, aby dziś otrzymać nagrodę, chociaż czasem jest to "tylko" spojrzenie niebieskich oczu,  które mówi "dziękuję,  że jesteś ". Warto było przejść tę drogę i włożyć każde buty, chociaż czasem nie było łatwo.  

Dziękuję Ci synku, gdyby nie Ty, nigdy nie odnalazłabym siebie. 

poniedziałek, 4 maja 2015

Bocian

Będąc dziś na spacerze zobaczyłam bociana. Ot, nic nadzwyczajnego i pewnie spotkanie go na łące nie jest powodem do opisywania tego na blogu. Mnie jednak skłoniło to do przemyśleń, a raczej wspomnień. Bo czego symbolem jest bocian? Dla mnie marzeń - nierealnych, nieosiągalnych, bolesnych. Ile wiosen zaczynało i kończyło się tak samo? Ile zrobiłam testów ciążowych, którymi razem z piękną, jedną kreską miałam ochotę cisnąć w bociany kręcące się koło domu? Ile kropel łez spadło wraz z wiosennym deszczem?
Bociany przylatywały i odlatywały, jakby przerażone moją niepłodnością - bezradne, zawiedzione, smutne. Nie, to ja byłam smutna i zawiedziona. To ja nie potrafiłam dostrzec piękna wiosny, przyrody budzącej się do życia. Nie rozróżniałam dni od tygodni, pogrążona w matni niepłodności. Ile takich pięknych wiosen mi umknęło? Ile przegapiłam kwitnących wiśni? Ilu ptaków siedzących na parapecie nie zauważałam? 

- "Patrz synku, to jest bocian" - mówię do Smerfa i wskazuję na ptaka wpatrzonego w dal, jakby nieobecnego. Smerf odwraca głowę i piszczy z zachwytu. Ja nigdy nie piszczałam z zachwytu na widok bociana - myślę i wracają wspomnienia. Zrywam Małemu po drodze kwitnącą gałązkę, którą on wymachuje we wszystkie strony, podziwia, dotyka, bada. Dla mnie do niedawna to był zwykły patyk - a dziś magiczna różczka, która pozwala synowi poznawać świat. 

Niewyobrażalne piękne jest patrzenia na świat oczyma dziecka. My, dorośli, często gubimy się w codzienności, nie dostrzegając tego piękna. I od tego są właśnie dzieci - aby nas zatrzymać i pokazać. Na swój prosty, dziecięcy sposób. Na milion takich sposobów.

*********************

Dzisiejszy bocian przyleciał do nas na przekór, pokazać nam, czego jest symbolem. Abyśmy wreszcie uwierzyli i nigdy niczego nie szufladkowali. 

Jakiś czas temu złożyliśmy podanie do OA, czekamy na rodzeństwo dla Smerfa. Kolejka oczekujących wydłuża się z każdym miesiącem, więc i tak minie kilka lat, zanim znów serce będzie szybciej biło na dźwięk dzwonka w telefonie. Zawsze marzyła nam się duża rodzina, a dzieciaki z małą różnicą wieku. Tego ostatniego raczej nie przeskoczymy (chociaż kto wie, niezbadane są ścieżki Pana...), ale to pierwsze jest jak najbardziej do realizacji. 
Na razie nie myślę o tym. Cały mój świat pochłania raczkujący berbeć, który energię czerpie chyba ze słońca i wiatru. Hitem ostatnich dni jest wspinaczka po schodach (oczywiście w pełnej asyście). Pozabezpieczany dom jest dla Smerfa nudny i przewidywalny. Ciągnie Go do zakazanego, jest bardzooooo ciekawy. 

Synek tchnął w nas nowe życie. Pokazał, że miłość nie ma granic.





10 kg czystej miłości....