Dni mijają w szalonym tempie, chociaż każdego ranka budzę się ze świadomością, że kolejny - długi dzień przede mną. Taki paradoks czasu. Czekam, więc każdy dzień wydaje się być taaaaaki długi - a jednak w ogólnym rozrachunku czas ucieka szybko, zabierając ze sobą bezpowrotnie wszystkie chwile - te dobre i te gorsze.
Miniony weekend był intensywny - bo z dzieckiem. Moja chrześnica opanowała w całości nie tylko Moje Serce, ale i czas. Mój, wydawało się uporządkowany plan dnia, diabli wzięli. Sprzątanie było na akord. Odpoczynek? - a co to takiego :) Dobrze, że gotować nie musiałam, bo doprawdy nie wiem, jak bym to ogarnęła.
Wieczorem, kiedy zaliczyliśmy już spacer, zabawy na dworze i w domu, posiłki, kąpiel i czytanie bajek, kiedy dziecię zasnęło z ręką zarzuconą na moją szyję opanował mnie strach. Tysiące myśli kłębiło się w mojej głowie - czy ja sobie poradzę 24/7 z takim żywiołem w domu (albo żywiołami - przecież chciałabym docelowo mieć więcej niż jedno dziecko); czy będę potrafiła zorganizować Nam czas; czy starczy mi sił, cierpliwości, pomysłowości, kreatywności w kształtowaniu Małego Człowieka?
Spojrzałam wtedy na Małą, na jej spokojny oddech i uświadomiłam sobie, że dla takiego widoku co wieczór jestem w stanie wywrócić Mój Świat do góry nogami. Że czuję się gotowa na tę rewolucję, która zbliża się dużymi krokami.
18 miesięcy oczekiwania za Nami