Oglądam ostatnimi czasy dużo wiadomości. W zasadzie nie wiem zupełnie, czemu to robię - muszę przejawiać bardzo wysoki stopień masochizmu.
O tym, że Smerf to już całkiem kumaty chłopiec pisać nie potrzeba. Jak tylko w zasięgu Jego wzroku pojawi się pilot od tv, pędzi do celu niczym Korzeniowski, nie zważając na przeszkody po drodze. Nie, nie ogląda bajek i nawet najmniejszego cienia zainteresowania nimi nie przejawia. Uwielbia muzykę, więc tv kojarzy mu się z tańcami i śpiewami.
Oglądam wiadomości, synek "jedzie" autem (czyli siedzi w nim, włącza sobie muzykę, ścisza ją, naciska pedał gazu i wydaje dźwięczne "brrrrrruuuuuuummmmm" - na szczęście nie opanował jeszcze tego, jak przełączyć z trybu sterowania pilotem na tryb samodzielnej jazdy) i kiedy tylko oddaliłam się odebrać leżący na stole telefon, Smerf na złamanie karku popędził "popikać" pilotem. Włączył jedną z popularnych stacji tv, akurat emitowano jeden z ulubionych "seriali" mojej babci :) Rozmawiam, patrzę na synka i jeszcze słucham mimowolnie, o czym w szklanym ekranie aktorzy tak dyskutują. Dziesięć minut później, zalana łzami, wtulona w synka, siorbając nosem analizuję to, co obejrzałam.
"Co się zobaczyło, już się nie odzobaczy"
Matka zostawiła niemowlę w szpitalu. Oddała synka do adopcji. I chociaż (pukam się w czoło) doskonale wiem, że to (niskich lotów zresztą) fikcja, to przeżywam na nowo JEJ emocje. Pisząc jej, mam na myśli MB Smerfa. Czy ona też przeżywała, płakała, biła się z myślami? Czy miała chwile zwątpienia? Czy ktoś namawiał ją na zmianę decyzji? Czy wciąż jest jej ciężko?
A może nie pamięta. Nie kojarzy pewnej letniej daty z poczęciem Naszego Szczęścia. Zapomniała, jak w bólu rodziła Nasz Największy Skarb.
Tuliłam Smerfa, ten zdezorientowany patrzył jak tusz swobodnie spływa mi po policzkach, tulił się do mnie mocno wydając charakterystyczne "yyyyyy", które ma pokazać, jak bardzo kocha mamę, tatę czy misia.... A ja powtarzałam, jak bardzo Go kocham i zrobię wszystko, aby kiedyś, po latach, jeśli przyjdzie do konfrontacji powiedzieć JEJ, że zrobiłam absolutnie wszystko, aby Smerf był szczęśliwym człowiekiem.
Sytuacja dokładnie taka, jak w przypadku Bąbla. Również we mnie, pomimo upływu coraz dłuższego czasu, tego typu historie wciąż wywołują ogromne emocje. Nie wiem, czy kiedykolwiek przestaną - bo zawsze będę próbowała postawić się w sytuacji MB, będę miała przed oczami Ją i naszego Synka (zwłaszcza że wiem, jak wygląda - i wśród istotnych dla Bąbla pamiątek mam nawet wydrukowane Jej zdjęcie)...
OdpowiedzUsuńI u nas dziś refleksyjnie. Chyba taki wieczór.
OdpowiedzUsuńMnie też takie historie poruszają. Niezależnie od tego czy to wiadomości, czy serial. Choć jeśli chodzi o seriale to czasem też się pieklę, że upraszczają sprawy dotyczące adopcji, a potem taki przekaz idzie w świat.
Myślę, że Ona pamięta i płacze na tych samych serialach...
OdpowiedzUsuńJejku, faktycznie takie scenki dają dużo do myślenia, szczególnie w przypadku rodziców adopcyjnych, ale nie tylko..
OdpowiedzUsuńNie wiem czy Ona pamięta, czy placze... SA różne kobiety o różnej skali uczuć, ale najważniejsze żeby się tym nie zadreczac.
Buziaki :*