..... o bardzo przyziemnych sprawach.
A więc była sobie zwykła całkiem rodzina, mama i tata i mięli syna. O kurczę, nawet się rymuje :) Bardzo się kochali i w zasadzie niewiele im już do szczęścia brakowało. Bo ich szczęście mieściło się w małym Smerfie, który jak większość dzieciaków w tym wieku skupiał na sobie całą uwagę. Rósł zdrowo na pociechę rodzicom, dokazywał równie zdrowo, coby pamiętali, że to chłopak właśnie :) Pewnego dnia mama poszła do pracy, trochę skrzydła rozwinąć i zrozumieć, że da się kochać swe dziecię jeszcze mocniej niż przypuszczała. Tata pilnował ogniska domowego i sekunda po sekundzie miał możliwość obserwowania rozwoju synka. I mama to widziała, wszak nie pracowała długo, a dni i wieczory jesienne takieeeee się długie zrobiły. I tak im zleciały trzy miesiące w tej ich wspólnej drodze odliczania dni, kiedy to mama wreszcie osiądzie w domowym zaciszu, delektując się "dyskusjami" Smerfa. Aż tu nagle, niespodziewanie, mama dostaje propozycję. Pracy. Bardzo dobrą propozycję. Bardzo dobrej pracy. Odmawia, wszak syn jest dla niej NAJWAŻNIEJSZY. Dostaje jednak czas na przemyślenie , który nieubłaganie się kurczy....
Naprawdę, nigdy bym nie pomyślała, że coś takiego mi się przytrafi. Że w ogóle coś takiego się zdarza, kiedy w pogodni za pieniądzem, karierą, a nierzadko chlebem ludzie biją się o podrzędne stanowiska - a tu pada propozycja świetna, lepsza niż ta, którą otrzymałam wcześniej, na wyższym stanowisku, którą tylko JA, intelektualny oszołom, kierujący się sercem, odrzuca.
Mąż namawia, abym poszła. Godzin mniej niż miałam, chociaż odpowiedzialność znacznie większa. Marzenia sprzed lat spełniają się, ot tak, po prostu..... tylko chyba nie w tym czasie, co trzeba.....Mąż widzi mój cień wahania i wykorzystuje bezdusznie, opowiadając jakim to muszę być dobrym specjalistą, że zaproponowali akurat mi ...i tym podobne bajeczki.
Smerf co prawda wpadł już w rytm tego, że znikam na kilka godzin i chłopacy całkiem dobrze sobie radzą. I argument, który przemawia za tym, że w ogóle rozważam jeszcze tę propozycję.....wizja macierzyńskiego. Realna wizja.
..... a potem żyli długo i szczęśliwie, a Smerfowa Mama przez kolejne lata miała podobne życiowe dylematy.....
Tak sobie myślę, że czasami chyba chciałabym mieć dylemat podobny do Twojego ;) Już mieliście okazję się przekonać, że Twój powrót do pracy wcale aż tak bardzo nie kolidował z macierzyństwem, nie był dla Smerfa traumatycznym przeżyciem (bo tato zostawał z nim w domu i też świetnie dawał sobie radę) i generalnie wszystko się Wam fajnie "zagrało" i ułożyło się w jedną spójną, całkiem przyjemną całość. Więc może warto? Może taka szansa nigdy już się nie powtórzy? Trzymam kciuki za dobre decyzje! :*
OdpowiedzUsuńZnasz moją opinię na ten temat ;)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem tylko co Smerf na to?! Pytałaś się jego, co on ma do powiedzenia w tym temacie? ;D
Trzymam kciuki za dobra decyzję.
Buziaki ;*
Według mnie nie powinnaś się zastanawiać moja droga. Też bardzo ciężko było by mi zostawić malutką z tatą lub babcią, a jednak perspektywa pracy na dobrym stanowisku, lepiej płatna i np na stałe to poza dzieckiem i domem ostatnie moje "marzenie".. Bo to dla mnie ważne. Mieć pewną pracę.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci, abyś podjęła decyzję dobrą.
Daj znać jak zdecydowałaś! :)
Powodzenia! ;*
Buziaki dla Smerfa! :)
Rozumiem Twój dylemat. Chociaż ja mam łatwiej, bo po prostu muszę wrócić. A Twoja propozycja jest dość kusząca. Do tego spełnienie marzeń. Może warto spróbować. Zwłaszcza, że Smerf jest pod dobrą opieką.
OdpowiedzUsuńUściski