Korzystając z tropikalnej niemalże pogody spędzamy dużo czasu na powietrzu, często mocząc się w jeziorze. Smerf nie przepada jednak za piszczącym towarzystem nad brzegiem, woli basenik, w którym "na niby" grabi wodę i robi sobie "chlap, chlap".
Wieczorami włóczymy się po znajomych i podczas takiej jednej wyprawy poznaliśmy znajomych znajomych. Oczywiście posypały się "ochy" i "achy" do Smerfa i padło standardowe już "ale podobny do taty". W normalnej rozmowie o wszystkim i o niczym, mimowolnie "wyszło", że blond loki Smerfa nie zostały przekazane wraz z materiałem genetycznym męża. A mnie zamurowała rekacja owej pary, na wiadomość, że Smerfa nie urodziłam.
"Haha, no nie mogę - dobre. Adoptowany - haha, wy to macie poczucie humoru, haha" - mniej więcej taka.
Uśmiech mi się wyprostował i po kilku stanowczych "nie rozumiem, co w tym śmiesznego, bo nie żartuję" zapanowała ogólna panika.
"Ale to niemożliwe, jest zbyt podobny" - nieudolnie próbowano ratować gęstniejącą atmosferę, a później (chyba też już tradycyjnie) padły pytania, jak to jest i jak wygląda adopcja, bo przecież "my nie mamy pojęcia". I nie, nie buchnęłam z zacietrzewieniem i nie roztrząsałam tej rekacji (chociaż może powinnam), próbowałam najrzetelniej jak potrafię odpowiedzieć na pytania i wytłumaczyć, że Smerf jest cały nasz, a adopcja nie jest "ratunkiem dla biednych sierotek".
Zszokowała mnie ta reakcja o tyle, że przecież sami są rodzicami. Jeśli wychowują swoje dziecko w przeświadczeniu, że adopcja to powód do śmiechu - to czy ich malec nie będzie wyśmiewał się z mojego? Wszak ja nigdy nie śmiałam się na widok dzieci o innym kolorze skóry (jak to miały w zwyczaju inne dzieci), ale u mnie w domu nikt sie z tego nie śmiał i traktował to zupełnie naturalnie.
I nie chodzi tu nawet o Smerfa, bo mam nadzieję, że zanim padną pierwsze "kule" w Jego stronę, On już będzie odpowiednio uposażony i pewien swoich racji nt. adopcji - ale o sam fakt, jak odbiorą to inne dzieci, czy ich rodzice też są przeświadczeni, że to powód do śmiechu, czy w ich domach na mimowolnie podsunięty temat adopcji (np.w tv) zareguje się zupełnie naturalnie, bez zbędnych komentarzy? Czy nie będą, nawet nieświadomie, wpajać dzieciom, że Kowalski i Nowak są gorsi - bo Kowalski adoptowany, a Nowak nie ma taty?
Autentycznie spotkałam się z taką sytuacją: Dzień Matki w przedszkolu. Mama małego W. zmarła miesiąc wcześniej po walce z nowotworem. Na akademię z okazji Dnia Matki W. zabiera więc tatę. Jest mu przykro, ale w swojej małej głowie zdążył już poukładać sobie sytuację. I podbiega do Niego A. i mówi: " Co Ty tu robisz, to jest Dzień Mamy, a Ty nie masz mamy więc sobie stąd idź!". Jak myślicie, co zadziało się w głowie małego W.?
Być może to tylko agresywny wybryk malucha, który nieświadomie zranił kolegę. Być może jednak nikt mu nie wytłumaczył wcześniej, że czasem tak się zdarza, że ktoś nie ma mamy, a kogoś tata jeździ na wózku inwalidzkim. Być może ......
Być może mój problem jest wydumany, bo przecież "świata nie zbawię". Być może jednak, przynajmniej w jednej rodzinie, od kilku dni adopcja przestanie być powodem do śmiechu.
Powiem Ci, że Ty to masz przygody... :( i stalowe nerwy, że udalo Ci się wytlumaczyć. Nie jedna z mas by sie zryczała, albo poszla w drugą stronę. Podziwiam opanowanie.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam pozytywne emocje, żeby takich sytuacji bylo jak najmniej...
Buziaki :)
Właśnie przed chwilą na bociane przeczytałam, że nie ja jedna spotkałam się z taką rekacją na wiadomość o adopcji - jak widać wielu ludzi to bawi. Pewnie każda z nas mam adopcyjnych w mniejszym lub większym stopniu doświadcza "głupio-mądrych" rekacji, tylko ja taki wrażliwiec przeżywam ;)
UsuńSpotkałam się z różnymi rekacjami, ale z potraktowaniem tego jako dowcip po raz pierwszy. Jedna z koleżanek mówiła do małego imieniem mojego siostrzeńca, była święcie przekonana, że to On :) Także zabawnie też jest, ale te trudne sytuacje pamięta się bardziej.
Buziaki
Pewnie osoby, których sytuacje dotyczą bardziej słyszą "komentarze". Mogę tylko powiedzieć, że naprawdę współczuję. Wam, ale też im, że tak się wygłupili. Myślę, że było im głupio i jakoś tak zabrnęli.
UsuńWrażliwcy są na wagę złota, więc pielęgnuj to w sobie :)
Jejku.. straszna jest ta sytuacja, którą opisałaś. Na pewno na maxa im było głupio- chociaż jeśli śmiechem reagują na taką informację, to czy mają uczucie zażenowania?! Współczuje Wam, ze znaleźliście się w takiej sytuacji.
OdpowiedzUsuńTeż mnie wkurza jak rodzice dają zły przykład dziecku, bo to później właśnie takie dziecko będzie dokuczało innym.
Ja ostatnio będąc na grillu byłam świadkiem rozmowy- śmiesznej rozmowy- ze ktoś tam chce adoptować dziecko jakby mu mało przygód w życiu było - nie zareagowałam- a powinnam wstać i powiedzieć my też adoptujemy! Ale co.. tak jak napisałaś świata nie zbawimy, jedyne co możemy to starać się uodpornić nasze dzieci na głupie teksty ludzi, którzy w życiu być może za mało przeszli, żeby zrozumieć chociażby adopcję.
Trzymaj się i omijaj wielkim łukiem takich ludzi ;*
Zdecydowanie było im głupio. Ja nie mam zupełnie problemu z mówieniem o adopcji, a widzę, że niektórzy zupełnie nie wiedzą jak się do niej odnieść - jakby nie wiedzieli do końca, czy to powód do wstydu, zaszczytu, śmiechu, litości itp. Czasem miałam wrażenie, że jakaś sąsiadka czy daleka znajoma nie wiedziała, czy mi gratulować czy współczuć....
UsuńNa szczęście rodzina, przyjaciele i znajomi (jakkolwiek by rozumieli adopcję) są zakochani w Smerfie po uszy, dla Nich jest cały nasz i traktują go z autentyczną szczerością.
Buziaki
Od razu mi się chłodniej zrobiło, jak popatrzyłam na harce Smerfa w baseniku. Oj, sama bym się pochlupała, ale dokładnie w takim. Większych akwenów się boję :)
OdpowiedzUsuńPewnie nie raz przyjdzie nam się zmierzyć z różnymi reakcjami. Opisana przez Ciebie jest dość zaskakująca. Ja rozumiem czyjeś obawy, wątpliwości, ale głupi śmiech? Kochana, szacun za cierpliwość A z drugiej strony trzeba ludzi uświadamiać, bo wiedza nt. adopcji w społeczeństwie jest słaba i wykreowana głównie przez media.
Martwi mnie tylko jedno. Ja sobie poradzę z takimi komentarzami, a jak moje dziecko? Mam nadzieję, że damy Mu tyle miłości, że będzie znał Swoją wartość i udoproni się na głupie teksty.
Pozdrawiam
Żyję w przekonaniu, że Smerf wyrośnie na pewne siebie i rezolutne dziecko, które będzie wiedziało, jak sobie poradzić w przypadku, kiedy spotka go podobna do mojej sytuacja - taką mam nadzieję i dołożę wszelkich starań, aby tak było.
UsuńSynek też woli mniejsze baseny, te "prawidziwe" mniej do Niego przemawiają, jedynie w jacuzzi pełen relaks ;)
Ja miałam kiedyś nieco podobną sytuację. Moja koleżanka z czasów szkolnych na widok mój i 4-miesięcznego wówczas Bąbla wykrzyknęła: "Ojej, ale się świetnie trzymasz ! Chyba ani grama po tej ciąży nie przytyłaś, bo w ogóle nic po Tobie nie widać!" Oczywiście od razu uświadomiłam jej, że żadnej ciąży w moi przypadku nie było, a Młody jest adoptowany - na co ona wybuchnęła śmiechem i powiedziała : "Adoptowany? Jaja sobie ze mnie robisz? I myślisz, że naprawdę się na to nabiorę?" Potem, widząc absolutną powagę na mojej twarzy, oblała się rumieńcem od stóp do głów, wydukała jedynie: "No, dobrze chociaż, że mały - to niczego nie będzie pamiętał" - zupełnie tak, jakby z góry założyła sobie, że nie poinformuję własnego dziecka o tym, w jaki sposób do nas trafiło...
OdpowiedzUsuńIm więcej sama doświadczam tego typu reakcji i im więcej czytam na ten temat na zaprzyjaźnionych blogach, tym bardziej nabieram przekonania, że nie pozostaje nam nic innego jak od samego początku nasze dzieci hartować - by wszystko to odbijało się od nich, nie zostawiając śladu i uderzając rykoszetem w rozmówcę...
O informowaniu o adopcji też była spora polemika, bo "lepiej dla Niego jakby nie wiedział". Cóż, skoro przypadkowi ludzie wiedzą lepiej, co najlepsze dla mojego syna - nie mam pytań.....i rodzi się z czasem we mnie takie przekonanie, że świadomość adopcyjna w Polsce jest nadal w zaścianku - a naprawdę miałam nadzieję, że idzie w stronę bardziej cywilizowaną. Jak widać bardzo się myliłam i nie raz przyjdzie Smerfowi zmierzyć się ze stereotypami i usłyszeć stek bzdur - ale jak mówisz, oby był już wtedy odpowiednio zahartowany.
UsuńMyślę, że niestety takie reakcje są w miarę "normalne" ponieważ mimo szeroko dostępnej wiedzy na ten temat ludzie są mało ogarnięci w temacie adopcji, cały czas postrzegają to jako atrakcję, jako chęć ratowania "biednych sierotek"...niestety wszystko się rozwija, ewaluuje ale widać, że ludzkie przekonania są 100 lat za murzynami (oczywiście nie obrażając ich). Ja też kiedyś próbowałam tłumaczyć to i owo ale jak widziałam coraz to szerzej otwarte buzie ze zdziwienia to przestałam to robić. Ludzie cały czas myślą, że idzie się do domu dziecka i wybiera sobie dziecko, wskazuje palcem i bierze jak towar w sklepie. Smutne to jest ale niestety tak jest.
OdpowiedzUsuńProblem jak najbardziej nie wydumany tylko prawdziwy.
Pozdrawiam
Szkoda tylko, że uświadamianie innych jest jak przysłowiowe gadanie do ściany. My, rodzice adopcyjni dokładamy wszelkich starań, aby społeczeństwo z tym jak najbardziej oswoić - a rezultaty mizerne.....ale, jak jie my, to kto? :)
UsuńWydaje mi się że większość ludzi zna temat adopcji tylko taki wykreowany w filmach i mediach. Obraz nie mający czasami nic wspólnego z rzeczywistością. Moim zdaniem trzeba ludzi uświadamiać bo jeżeli my jako obecni czy przyszli rodzice to przemilczymy to w przyszłości ta nie wiedza odbije się na naszych dzieciach.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cie za stalowe nerwy - ja pewnie w takie sytuacji wybuchłabym.
Pozdrawiam :)
Raczej jestem porywcza i niewiele brakuje, abym wybuchła :) ale akurat wtedy poczułam jakąś taką wewnętrzną potrzebę uświadamiania - zwłaszcza, że rekacja była taka, a nie inna. Jak widzisz, siła mass mediów wciąż ogromna, a nam nie pozostaje nic innego, jak walczyć ze stereotypami, aby naszym maluchom żyło się lepiej.
UsuńPozdrawiam :)