Miałam wczoraj napisać ten post, ale targały mną zbyt duże emocje. Jeszcze dziś pewnie będzie nimi przesiąknięty, ale ile bym tego nie odwlekała, to będzie we mnie siedziało i powracało za każdym razem, kiedy o tym pomyślę. A nie da się o tym nie myśleć.
Dowiedziałam się, że pewna kobieta, którą znam, usunęła ciążę. Wiem, nie ona pierwsza i nie ostatnia i nie mi oceniać jej postępowanie - ale wiadomość ta naprawdę mną wstrząsnęła. To działa na takiej zasadzie - coś się dzieje i działo będzie, ale to gdzieś daleko, to mnie nie dotyczy. A teraz właśnie dotyczy, bo z tą kobietą piłam kawę nie raz i wymieniałam poglądy na temat wychowania. Tak wychowania, bo ona jest matką, ma już dzieci. Zrodziła się we mnie jakaś sprzeczność, że jak można być matką i jednocześnie z taką lekkością jak o usunięciu zęba mówić o tym (dodam, że nie do mnie bezpośrednio - pewnie znając moją historię nie odważyłaby "podzielić się" ze mną tą informacją).
Jest we mnie jakiś taki bunt wobec tej sytuacji - jak na szali można stawiać własne dzieci i wartościować je - Ty zasługujesz na życie, Ciebie urodzę - Ciebie już nie, bo pojawiłaś/eś się w nieodpowiednim dla mnie momencie w życiu. Jak mam wierzyć, że ona kocha swoje dzieci, skoro jedno z nich potraktowała jak zbyteczny przedmiot, którego trzeba się pozbyć.
Mogłabym wyrzucać tu swój gniew i żal do zaistniałej sytuacji, ale to rzeczywistości już nie zmieni.
Patrzę na mojego Smerfa i łzy same kapią. Synek myśli, że jestem smutna, ale ja jestem w tej chwili najszczęśliwsza na świecie. Mam skarb, mam synka. Mam Go dzięki kobiecie, która się ODWAŻYŁA. Dała mu to, co najpiękniejsze - życie. Schowała głęboko swój egoizm i otworzyła drogę, dzięki której dziś razem z mężem i Smerfem idziemy. Dała mu szansę, której wiele istnień nie dostało. A ja obiecałam sobie, że wykorzystam tę szansę najlepiej jak będę potrafiła.
Nigdy nie miałam w sobie tyle wdzięczności do mb Smerfa co teraz. Uświadomiłam sobie, że spośród tylu możliwości wybrała najlepszą dla mojego synka - życie. I pewnie też targały nią emocje, pewnie różne myśli przychodziły jej do głowy. A ja .... ja jej dziękuję. Po prostu.
Sercem Cię urodziłam synku, dzięki innej kobiecie, która pozwoliła Ci na to. I sercem będę Cię prowadzić przez życie.
Smerf w akcji.
Bardzo smutne to, co piszesz. Aż mnie boli.
OdpowiedzUsuńPodobnie, jak Ty jestem wdzięczna MB Tygryska, że Go nie zabiła, a wiem, że "życzliwi" jej podpowiadali aborcję. Że dała Mu życie, a nam największy Skarb, jaki kiedykolwiek otrzymaliśmy/otrzymamy od życia. W dni urodzin Tygryska zawsze będę o niej pamiętać szczególnie.
Kiedyś usłyszałam gdzieś wypowiedź, że tylko my - matki adopcyjne mamy zrozumienie dla kobiet zrzekających się praw do dziecka, bo społeczeństwo nadal to potępia. Ja zawsze będę wdzięczna mb Smerfa, że podjęła taką decyzję (wiem, że to była decyzja świadoma i okupiona wielkim trudem).
OdpowiedzUsuńO ile zawsze starałam się zrozumieć decyzję ludzi w różnych sytuacjach, to "życzliwych" nawet nie próbuję zrozumieć.
Ucałowania dla Tygryska!
smutne :( ja jestem wdzieczna tej kobiecie za urodzenie syneczka ...
OdpowiedzUsuńMyślę, że każda z nas - mam adopcyjnych, jest wdzięczna tym kobietom. Cokolwiek się wcześniej nie działo.
UsuńPamiętam, jak koleżanka opowiadała mi o mb jej córki - delikatnie mówiąc Mała nie miała lekkiego startu. Ale znajoma i tak była wdzięczna tej kobiecie, za to, że dzięki niej ma teraz cudowną córkę.
Pozdrawiam
nasz synek też nie miał dobrego startu, kiedys bedzie o tym notka, ale nieważne wszystko jest do nadrobienia :)
UsuńDokładnie tak, witaminą M można cuda zdziałać.
UsuńCzy mogłabym prosić o pozwolenie wstępu na Twój blog, żeby poznać Waszą historię? Byłoby mi szalenie miło.
Pozdrawiam :)
To naprawdę przykre i smutne, że kobiety wolą zabić swoje dziecko (bo to przecież DZIECKO, a nie tylko "zlepek komórek", jak twierdzą niektórzy !) , niż jednak podjąć trud jego wychowania albo chociażby oddać je do adopcji :/
OdpowiedzUsuńDlatego też jestem pełna wdzięczności dla MB mojego Bąbla, która tuż po jego urodzeniu zrzekła się praw rodzicielskich i umożliwiła mu tym samym szybszą adopcję, bez ciągnących się w nieskończoność procedur sądowych i konieczności długotrwałego pobytu w placówce - a nam ofiarowała w ten sposób najpiękniejszy dar, jaki mogliśmy dostać od losu...Zawsze będę myślała o niej ciepło i z wielkim podziwem, bo podejrzewam, że taka decyzja nie przyszła jej łatwo i była podyktowana wyłącznie bardzo trudną sytuacją życiową, w jakiej się znalazła...
Mogłabym się podpisać pod tym obiema rękoma - doskonale ujęłaś w słowa to, jak ja postrzegam mb Smerfa.
UsuńMiłego weekendu!