Jakiś czas temu ktoś ze znajomych zadał mi pytanie, jak się czuję w roli matki. Bez zastanowienia odpaliłam, że normalnie, a temat zszedł na inny tor. Jednak później sama zaczęłam zastanawiać się, co ta normalność oznacza.
W rozmowach z innymi matkami często pojawiają się kwestie porodów i ciąży. Ja, zgodnie z prawdą i informacjami jakie posiadam dzielę się "swoimi" doświadczeniami. Fakt, że nie ja rodziłam Smerfa nie zabiera mi wszak prawa do tego, by nie mówić ile ważył po porodzie na przykład, albo czy urodził się SN czy przez CC. To jest część Jego tożsamości, która dotyczy również Nas, rodziców.
Poza tym, Smerf jest tak bardzo naszym synem, że jeśli ktoś nie wie o adopcji, to komentarz jest tylko jeden: "Ale tata to by się syna nie wyparł, taki podobny!". Ja nie czuję się również zobowiązana informować każdego (chociażby sprzedawcę w sklepie), że nie moje łono wydało na świat tak urocze dziecko :)
Mnie również dotyczą przysłowiowe "zupki i kupki", nieprzespane nocki (chociaż teraz już nie), ząbkowanie i wszystko, co związane z rozwoje dziecka - więc i na tym polu mogę podyskutować, pożalić się i pochwalić. Jak każda MAMA.
Pytanie tylko, czy ja jestem właśnie taką "każdą" mamą. I nie chodzi mi tu zupełnie o to, w jaki sposób Smerf się pojawił w naszym życiu. Bardziej o to, jaką jestem osobą już po pojawieniu się synka.
Przez lata studiów wpajano mi masę informacji nie tylko rozwoju i potrzebach dzieci, ale również mocno akcentowano różne style wychowania. Dziś mogę śmiało powiedzieć, że nie przejawiam jednego z nich, raczej przeplatam kilka, szukając własnej drogi - Naszej Drogi - Mojej i Smerfa.
Nocne wstawanie do synka nie uczyniło mnie męczennicą i nie oczekiwałam za to orderu.
Nie opowiadam każdemu z zaciętością i samozachwytem o postępach i dokonaniach synka, nie oczekuję też w zamian gromkich braw.
Kiedy synek śpi z przyjemnością popadam w podobny stan, zamiast obmyślać strategiczny plan Jego edukacji tudzież prasować skarpetki męża :)
Zdarza mi się zapomnieć wyparzyć butelkę, zgubić ulubioną zabawkę Smerfa czy dać mu do zabawy cokolwiek z "milionem bakterii na sobie" - i nie mam z tego powodu depresji czy nieprzespanych nocy :)
Potrafię tysiąc razy na dobę powtarzać Smerfowi, jak bardzo Go kocham i z przymrużeniem oka zbieram linczujące mnie za to spojrzenia, nie czując się nic a nic wariatką :)
Zabieram Go wszędzie ze sobą i nie żalę się, jak to ciężko z dzieckiem zrobić zakupy czy obiad.
I wiele innych....
Być może mam jeszcze na nosie różowe okulary. Z pewnością cały czas się uczę macierzyństwa. I na pewno nie jestem Matką Idealną.
Ale czuję, że macierzyństwo jest dla mnie tak normalne, tak oczywiste - że jest częścią mnie. I mojej "normalności". Tak samo, jak mój Smerf.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz