Sercem urodzone

Sercem urodzone
W błękicie Twoich oczu odnalazłam szczęście....

piątek, 19 czerwca 2015

Polne kwiaty

Od kilku dni zastanawiam się, jaki tort zamówić na urodziny Smerfa. Prawdziwy problem! W sieciowych cukierniach wybór ogromny, ale oczywiście ja uparłam się na coś oryginalnego. Tort - sama nie wiem jaki, ale ma zwierać w sobie to coś, co zachwyci synka i zaproszonych gości. I oczywiście ma być smaczny.
Wchodzę więc na jeden z portali społecznościowych, bo przypomiam sobie, że znajoma znajomej jakiejś innej znajomej robi na zamówienie niebanalne torty doskonałe podobno w smaku. Próbując odnaleźć jej profil trafiam jednak na jakiś post, który mimowolnie zaczynam czytać.....

......i nagle jakby mi ktoś wylał kubeł zimnej wody na głowę.
Czytam zwierzenia pewnej osoby, która opisuje jeden dzień ze swojego życia. Może nic takiego, ale uderza mnie puenta. Starsza kobieta sprzedaje polne kwiaty. Nie wie za ile, chce 2 zł, jednak owa osoba daje jej 10. Ta nie chce wziąć, kiedy jednak przekonywana przyjmuje, obiecuje się modlić za nią do końca życia, jakkolwiek długie ono już nie będzie.
10 złotych, które wydaje na dwa lody dla mnie i męża, kiedy przechodzimy przez rynek
10 złotych, za które kupuję ulubione ptasie mleczko i pochłaniam przy czytaniu blogów
10 złotych, które wydaję często na kolejna miseczkę czy kubek, których nigdy nie użyje, ale kupuję, "bo okazja"
10 złotych - tyle kosztuje papier toaletowy, który kupuję....aż mi wstyd :(
Brak mi słów. Nie urwałam się przecież z choinki i wiem doskonale, że są ludzie, dla których to "życie" na kilka dni. Są ludzie, którym brakuje tych 10 złotych, aby zrobić opłatę za wodę czy światło. I są też tacy, dla których owa "dyszka" jest tak cenna, że gotowi są dla niej zrobić wiele. I nie chodzi tu tylko o wartość pieniądza jako środka płatniczego, ale wartość samą w sobie, dla której cokolwiek warto.

Przeanalizowałam szybko swoje życie: kilka nagłych wzlotów i upadków.
Praca, która przyszła "lekko" - poszłam na rozmowę i po prostu się dostałam.
Dom, który może nie jest pięciogwiazdkową willą z basenem, ale nasz własny - z ogrodem, dużą przestrzenią i miejscem dla gromadki dzieci.
Studia, które zapamiętałam jako najbardziej rozrywkowy czas, bo nauka zawsze szła mi gładko.
Zdrowie - mimo ogromu strachu, diagnozy zawsze okazywały się być finalnie pomyślne.
Mąż - najlepszy pod słońcem, mimo tego "co ma za uszami", zawsze przy mnie, zawsze kochający i wyrozumiały.

I wreszcie Smerf - mój syn. Moje życie. Moja "najcenniejsza wartość". Wyczekany. Wytęskniony. Wypłakany litrami łez. Dałabym się za Niego pokroić. Tylko dla Niego byłabym w stanie sprzedać polne kwiaty za 10 złotych i modlić się za kobietę, która je kupiła.
Nie pojawił się "lekko", na życzenie. Nie kupiłabym Go nawet za setki, tysiące i miliony "dyszek". A jednak jest. Piękny. Zdrowy. Kochany.
Czy to ważne, jaki będzie ten tort? Najważniejsze, że Smerf zaczaruje swoim uśmiechem ten dzień. A jutro ..... jutro pójdziemy zbierać polne kwiaty.

10 komentarzy:

  1. Tak masz racje są w życiu zdarzenia które przewartościowują nasz świat.Też mam takie szczęście adoptowane ,wymodlone, wiem jak to jest gdy się płacze i czeka .Przed ostaniami urodzinami syna zapytałam go jaki chce tort, pokazałam te z cukierni we wszystkich możliwych kształtach i kolorach a mój syn na to żebym to ja mu upiekła taki tort jak dla taty . I był przekładany bita śmietaną zwykły klasyczny ze świeczka w kształcie 7.
    Dla synka życzę wszystkiego najlepszego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, co prawda jeszcze trochę do urodzin ale czas tak szybko mija, że ani się obejrzę będzie "po".
      To jest piękne, że świat oczyma dziecka jest taki naturalny, szczery - a tort własnego wykonania ma dużo większe znaczenie aniżeli cukiernicze cudo.
      Ucałowania dla synka :*

      Usuń
  2. Ewa, piękny post. Myślałam o Twoich słowach siedząc przy zasypiającym Synku.
    Warto było przejść tą niełatwą drogą, żeby być razem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem największy wydawać by się mogło banał potrafi w momencie przewartościować pewne sprawy.
      Czasem myślę, że adopcja dała mi dużo więcej niż Synka.... uwrażliwiła, nauczyła cierpliwości i pokory, pokazała świat z innej perspektywy - perspektywy dziecka.
      Całusy dla Was :*

      Usuń
  3. Czasem mówię do męża: dlaczego tyle dostaliśmy od życia? I boję się, że kiedyś przyjdzie czas zapłaty...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba (i oby!) tak nie działa. Kiedyś pewna osoba powiedziała mi, że każdy ma od życia tyle, na ile zasłużył. Czy się z tym zgadzam - nie wiem. Ale w myśl tej zasady o zapłacie nie ma mowy.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  4. Piękne słowa, które wyrażają tak wiele i dają jeszcze więcej do myślenia. Dziękuję za chwile zadumy i refleksji:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że moje przemyślenia pozwolą choć na chwilę zatrzymać się w codzienności. Czasem takie "oderwanie" jest potrzebne, aby bardziej docenić wszystko, co mamy.
      Pozdrowienia

      Usuń
  5. Napisałaś to w sposób, który wycisnął ze mnie całe strumienie łez...

    Ja kiedyś byłam zdecydowanie bardziej roszczeniowa - uważałam, że pewne rzeczy po prostu mi się od losu należą i że powinnam dostać je w pewnym sensie "z automatu". Dopiero kilkuletnia walka o dziecko uświadomiła mi,że nasze "chcenia" nie zawsze są tożsame z tym, co dostajemy - i naprawdę warto doceniać to, co się ma, nawet najmniejszy drobiazg...Są przecież osoby, dla których nasze minimum stanowi jakiś odległy, nieosiągalny szczyt marzeń...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bajko, ojej - moim zamysłem nie było wyciskanie łez ze współtowarzyszek, chociaż ze mnie taki straszny wrażliwiec, że łzy towarzyszą mi często i nie są to bynajmniej tylko łzy smutku.

      Już wspominałam, że niepłodność prewartościowała mój poukładany świat. Oprócz całej swej otoczki chcenia i niemożności nauczyła mnie tych cech, których wcześniej nie miałam, w tym głównie cierpliwości. Później kilka zawirowań życiowych pokazało, że nasze "być" jest bardzo kruche i że trzeba docenić to, co się ma. A w/w historie raz na jakiś czas przypominają mi o tym, zazwyczaj w momencie, kiedy za bardzo skupiam się na drobiazgach.

      Usuń