Nie myślałam, że kiedykolwiek coś takiego powiem, ale lubię poniedziałki. Lubię, bo zaczynają kolejny, nowy tydzień. Tydzień pracy, również OA. A więc każdy poniedziałek może być potencjalnie ostatnim poniedziałkiem we dwójkę :)
Nigdy nie miałam jakiś specjalnych oporów przez poniedziałkami, bo nie muszę wstawać wcześnie rano do pracy, a i pracę mam satysfakconującą i z radością do niej wracam. Są oczywiście chwile słabości, kiedy mam jej szczerze dość, ale w ogólnym rozrachunku jest zdecydowanie okey. Ostatnio sobie nawet myślałam, jak to będzie, kiedy pójdę na macierzyński, kiedy pierwszy szok i euforia minie i zostanę w domu, z dzieckiem na placu boju. Czy nie zatęsknię za pracą?
Zastanawiam się też, jak będą wyglądały weekendy z dzieckiem. Nie będzie leniuchowania rano. Nie będzie spontanicznych wypadów ze znajomymi. Nie będzie długich zakupów, krążenia po sklepach i oglądania. Będę wstawała rano i zaspanym głosem uspokajała dziecię, które pewnie nie będzie cierpliwe w oczekiwaniu na mleko/zabawę/cokolwiek. Będę planowała każde wyjście i podporządkowywała planowi dnia dziecka, biorąc jeszcze pod uwagę ewentualne przesunięcia. Będę robiła zakupy zaczynąc od działu pieluch/deserków itp. I przyznam, że szczerze za tym tęsknie....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz