Sercem urodzone

Sercem urodzone
W błękicie Twoich oczu odnalazłam szczęście....

sobota, 24 grudnia 2016

Życzenia


"To właśnie Tego Wieczoru
gdy wiatr zimnym śniegiem dmucha
w serca złamane i puste
cicha wstępuje otucha.
To właśnie tego wieczoru, 
od bardzo wielu już wieków,
pod dachem tkliwej kolędy, 
Bóg się rodzi w człowieku.
Radosnych i pogodnych 
Świąt Bożego Narodzenia..."

Życzę Wam, aby spełniło się Wasze największe marzenie.



piątek, 4 listopada 2016

Dwa

Dwa lata temu drżącymi rękoma wciskałam Cię w trochę przyciasne body z napisem "I love mummy and daddy". Nie wiedziałam wtedy, że rozmiar rozmiarowi nierówny. Pajacyk za to leżał idealnie. Tak samo jak czapka z uszami pieska. Jedno "klik", bezpiecznie zapięty dostałeś miejce na tylnym siedzeniu auta, tak abyś mógł trzymać mnie za palec. Wyruszyliśmy wtedy w naszą podróż, wspólną podróż życia. 
Dwa lata, które były jedyne i wyjątkowe, bo z Tobą. Czasem było niełatwo, ale dzięki Tobie wiem, jak naprawdę smakuje macierzyństwo. Jesteś jedyny i wyjątkowy synku! Kocham Cię i każdego dnia na nowo uświadamiam sobie jakie mam szczęście, że jesteś. 
Dziś jesteś jeszcze malutki synku, ale za kilka lat zrozumiesz, czemu tego dnia mama pociąga nosem, czemu przegląda wciąż album ze zdjęciami i czemu jest tort i prezenty, chociaż urodziny już miałeś. Dziś są urodziny naszej rodziny. Dzięki Tobie.

niedziela, 16 października 2016

Smerfne rozmowy

Smerf bawi się w swoim pokoju, 15 minut ciszy zwiastuje demolkę. Mam rację, w pokoju panuje bałagan na miarę nie dwulatka, a całego przedszkola dwulatków.
- Kto to zrobił? - pytam syna, choć przecież odpowiedź znam...
- Ja - dumnie odpowiada Smerf.
- Ciekawe, kto to wszystko będzie sprzątał....
- Ty - odpowiada dziecię z szerokim uśmiechem na ustach.

- Mamo, mamooooo - syn woła mnie z kuchni. Idę do salonu, skąd dobiega głos i co widzę: Smerf leży na macie Calinki, z odwrotnie i krzywo przyklejonym do spodni pampersem Małej i wydaje mniej więcej taki dźwięk: łeeeee, eeeeuuuu, łeeeee. Ja to dzidzia - mówi i wraca do zabawy.

Niedzielna msza. Niecierpliwy syn wparowuje do kościoła, szybko klęka i modli się po swojemu. Po chwili przerywa, zrywa się szybko i woła: kupa, kupa!!!

- Co to jest? - pyta mnie synek wsazując na koło samochodu.
- Auto - odpowiadam odruchowo, na co Smerf:
- Nie, to kółko.

Czasem, choć powinnam zachować powagę, nie umiem opanować śmiechu. Takich rozmów są dziesiątki dziennie, niektóre nagrywam, aby utrwalić je nie tylko w pamięci. Jedno jest pewne: ze Smerfem nie można się nudzić!

niedziela, 2 października 2016

Trochę o nas

Jeden post na miesiąc to dramatyczny wręcz wynik, ale mimo szczerych chęci nie zawsze jest czas i możliwości. O ile jeszcze uda się zsynchronizować drzemki dzieciaków, to mam godzinę wolnego - ale nie zawsze tak jest. Poza tym spraw do załatwienia nawarstwiło się sporo, a ostatni miesiąc był bardzo dynamiczny.
Za nami wszystkie zaplanowane imprezy i większe wyjazdy. Całe weekendy wrześniowe były zapełnione, a kiedy nastał pierwszy luźny, już październikowy, postanowiłam trochę zaległych spraw rozwiązać. Przydałby się odrębny post o wrześniowych atrakcjach, ale na pewno braknie mi czasu. Smerf był wniebowzięty, choć czasem pokazywał przysłowiowe rogi, a Calineczka większość dnia przesypia, więc dowie się ze zdjęć, ile zwiedziła i zobaczyła mając trzy miesiące.

Malutka skończyła cztery miesiące i wcale już malutka nie jest. Z okruszka stała się sporym bobasem, przegoniła nawet Smerfa kiedy był w jej wieku. Nadal je, śpi i strzela w pampa, a kiedy nie śpi wydaje dźwięki co najmniej o dwa tony za wysokie :) Chwyta i wkłada do buzi wszystko, głównie palce, które wyjątkowo jej smakują. Obstawiam, że szybko zacznie ząbkować. Rozpoznaje już i nie każdego obdarowuje uśmiechem, na mój głos uspokaja się, a kiedy ją rozśmieszam aż piszczy z radości. Spacery głównie przesypia, a w nocy mamy jeszcze jedną pobudkę. Jest spokojna i grzeczna i życzyłabym sobie, aby taka pozostała :)

Smerf ma etap przytulania i całowania. Wpakowuje się do nas rano do łóżka, taszcząc ze sobą misia, obsypuje buziakami i czeka na poranne wygłupy. Najczęściej budzi Calinkę, która stacjonuje u nas w sypialni, aby później i ją zaczepiać i rozśmieszać. Mam wrażenie, że nie boi się nikogo i niczego, chociaż coraz częściej się wstydzi. Wszystko chce robić sam, więc sika sobie na buty albo ładuje litr sosu na ziemniaki. Cisza oznacza, że robi pranie (wszystko na raz, na to cały płyn do płukania i program wirowania na przykład....) albo sałatkę (wszystko, co na dolnej półce w lodówce soczyście polane ketchupem na przykład....). Każdy swój wybryk przypieczętowuje uśmiechem za milion dolarów, bo co jak co - ale cwany jest za trzech :) Jak coś chce to jest "Mamusiu" a jak coś zmajstruje to "Mamooooo". Jest opiekuńczy (jak Calinka uleje to biegnie z chusteczką na przykład) i cierpliwy, ale jak coś mu nie pasuje, to uparty i ..... płaczliwy! Smerf szukając na nas sposobu wyczuł, że łatwiej się rozpłakać niż rzucić na ziemię (szybciej osiągnie efekt), a Jego emocje wciąż ewaluują (w tę dobrą stronę) - tylko po wizycie u dziadków mam wrażenie, że ktoś mi dziecko podmienił - coś czuję, że babcia mu na wszystko pozwala, choć twierdzi co innego.... Poza tym, to fajny chłopak z Niego - taki synuś mamusi :)

Kocham te moje szkraby i choć ich nie urodziłam, to mam wrażenie, że są absolutnie moje w pełni (i męża, żeby nie było) - tylko czas za szybko ucieka, a tak chciałoby się go zatrzymać.....

poniedziałek, 5 września 2016

Sukcesy, foch i rozmyślania "podwójnej" mamy

W ostatnim czasie bardzo mało mnie tutaj, choć staram się Was czytać na bieżąco. Być może jesienią uda się nadrobić zaległości, chociaż ciężko będzie odtworzyć wszystko, co działo się w trakcie wakacji.

Smerf
Synek już jakiś czas temu pożegnał pieluszkę i jak na dorosłego mężczyznę przystało, z nocnika korzystać nie chce. W zasadzie (o ile mnie pamięć nie myli) nie posłużył On nigdy do swych celów, chociaż Smerfik długie godziny na nim wysiedział :) Korzysta więc syn z WC, bardziej lub mniej celnie, z przewagą na bardziej. Wpadki są rzadkie, choć spektakularne (np. na środku trasy ekspresowej), więc zawsze zabieramy odzież na zmianę. Coraz częściej wychodzimy na dłuższe spacery, na miasto czy do kościoła i synek wytrzymuje. Poza tym woła chwilę wcześniej (początkowo była akcja - reakcja), więc mamy czas na znalezienie toalety. 
Ustępują znacząco Jego zachowania negatywne, które były odpowiedzią na każdy nasz sprzeciw. Ogólnie synek ma szerokie pole manewru i staramy się nie ograniczać Jego autonomii, o ile nie godzi ona w autonomię innych osób i nie stwarza niebezpieczeństwa. Żeby jednak tak kolorowo nie było, że z dnia na dzień Smerf stał się taki "cud miód", to zachowania te zastąpił ... foch. Teraz syn krzyżuje ręce, odwraca się plecami i staje jak wryty. Bo foch to foch. Czasem trwa kilka sekund, czasem kilkanaście minut. Osobiście wolę tę formę buntu od poprzedniej (bardzo głośnej), ale potrafi być męcząco. 
Mamy bunt toaletowy, Smerf nie chce myć zębów, chociaż od kiedy tylko potrafił pogmerać szczoteczką w buzi z przyjemnością to robił (czasem po kilkanaście razy dziennie). Nie pomogło ani zmiana pasty, szczoteczki, wspólne mycie. Czekam cierpliwie, być może dokuczają mu piątki i mycie sprawia mu dyskomfort.
Samodzielność synka zatacza coraz większe kręgi i zapewne ani się obejrzę, a  Smerf stanie się zupełnie samowystarczalny. Fizycznie i sprawnościowo jest bardzo rozwinięty, do tego bardzo odważny, więc wystarczy, że zobaczy coś raz i łapie. Obcy ludzie nie wierzą, że dopiero niedawno skończył dwa lata. Dla nas nie zawsze jest to jednak powód do dumy, bo czasem Jego wyczyny przyprawiają nas o szybsze bicie serca i skoki ciśnienia. 
Równie często jak szalone pomysły ma przypływy uczuć wyższych, a wtedy biegnie, wtula się i obcałowuje. Uwielbiam te poranki, kiedy wkrada się do łóżka, daje buziaki w jeden, drugi policzek, a na koniec mówi "Mamoooo, kawę?"
Kochany jest i kropka. 

Calineczka
Całkowicie niepostrzeżenie skończyła 3 miesiąc życia i wkroczyła w zupełnie inny wymiar rozwoju społecznego. Uśmiechem czaruje nas codziennie, a nawet uśmiechem nas zaczepia. Nielicznych, którzy nagimnastykują się nad Nią obdarza takim samym, szerokim uśmiechem, a czasem aż piszczy z radości. Odkryła niedawno, że ma ręce. Potrafi bardzo długo przyglądać się dłoniom, wkładać je do buzi, znów się im przyglądać. Z jej ust wydobywa się słodkie "aggg" i "ueeee". Wciąż śpi bardzo dużo, znacznie więcej niż Smerf w tym okresie. Noce bywają różne - od tych przespanych prawie całkowicie (20-5) do tych z pobudką co 3 godziny. Spacery uwielbia, chociaż domaga się podziwiania świata i zainteresowania jej osobą. Rośnie tak szybko, że niedługo wyskoczy z siatek centylowych, chociaż urodziła się jako drobinka.
Jak już pisałam, jest zupełnie inna niż Smerf. Jest spokojniejsza. Delikatniejsza. Bardziej cicha :)

Smerfa odnaleźliśmy jak miał skończone 3 miesiące - mniej więcej w tym okresie, w jakim jest teraz Calineczka. Wcześniej oczywiście wiedziałam, że tracę te pierwsze miesiące Jego życia bezpowrotnie, ale racjonalizowałam sobie to tak, że czym są te trzy miesiące w porównaniu z latami, które spędzimy razem. I faktycznie tak jest, ale teraz namacalnie wiem, ile straciliśmy oboje. Ile straciłam ja, ile stracił On. 
Te trzy miesiące to ogrom czasu. Poznawanie siebie. Budowanie relacji. Ciepło. Wystarczy, że spojrzę na Calineczkę i wiem, czemu grymasi, czemu płacze. Potrafię przewidzieć jej reakcje. Czuję, kiedy obudzi się, kiedy boli ją brzuch. 
Przy Smerfie wciąż się uczyłam, wciąż mnie zaskakiwał. Tego nie da się wytłumaczyć słowami, ale każdy dzień bez Smerfa musieliśmy wspólnie nadrobić tygodniami, miesiącami. Uczyliśmy się siebie, nie zawsze nam to wychodziło od razu. 
Dziś jest moim synkiem, takim, o jakim marzyłam. Przebojowym, odważnym, charakternym. Jednak jego pierwsze dni życia kształtowane były w innym środowisku, równie dobrym i ciepłym, ale innym. Teraz po tacie jest odważny, ciekawy, dociekliwy. Po mamie przebojowy, wygadany, zadziorny. 

Jaka będzie Calineczka? 
Na razie, identycznie jak Smerf, przy zasypianiu wydobywa się z jej ust "kojo,kojo"...... 

A ja? Cóż, nie zawsze jestem wyspana, nie zawsze kawa okazuje się być panaceum na zmęczenie. Czasem nadepnę na lego, czasem robię Jengę z ciuchów do prasowania. Staram się jednak zawsze wygospodarować czas na zrobienie paznokci czy fryzjera. Wyciąć z doby te pół godziny, gdzie zalegam z książką albo plotkuję z przyjaciółkami. Ładuję baterię, by mieć siłę na slalom między drzewami za uciekającym na rowerku Smerfem, mycie lustra po raz tysiąc trzysta dwudziesty siódmy tego samego dnia czy dyskusję na temat tego, czemu akurat kura robi "koko" a kot "miauuu", a nie na odwrót. I tylko ja wiem dlaczego pytanie "Co to jest?" znalazło się na liście pytań zabronionych :) :) :)


piątek, 5 sierpnia 2016

Co u nas

Mało mnie ostatnio, ale wolny czas zapełniają przygotowania do dwóch dużych imprez, z których jedną organizuję sama. W sumie to będzie trzecia w te wakacje, dwie za mną - rocznica ślubu i 2 urodziny Smerfa. 
Żyję na pełnych obrotach, a dzieciaki naprzemiennie dbają o to, abym przypadkiem nie zachłysnęła się za bardzo lenistwem :) 

Smerf ostatnio przychorował po raz pierwszy tak prawdziwie, z wysoką temperaturą i innymi atrakcjami. Dla mnie była to przerażająco-przytłaczająca nowość, bo synek nie chorował, a każdy nadziwić się nie mógł, jaką ma odporność. Więc moje serce drżało z niepokoju, a zdanie "dzieci chorują, wyluzuj" przyprawiało o jeszcze większą panikę. Ja autentycznie nie jestem przyzwyczajona do tego, że dzieci chorują. Kolejny raz los pokazał mi, jaką jestem szczęściarą. I choć teraz już bez emocji podchodzę do tematu "dzieci chorują", to po raz kolejny przypomniałam sobie, że nie ma nic cenniejszego nad zdrowie. 
Smerf po dwóch dniach brykał jak zawsze, odzyskał apetyt i z niecierpliwością czekał na możliwość zabaw na dworze, jednak wtedy właśnie ........ pochorował się mąż, który klasykiem kurował się dłużej niż ustawa przewiduje, nadszarpując moje niekończące się pokłady cierpliwości. Jak to dobrze, że syn nie poszedł w tym przypadku w ślady ojca :)

Calineczka ma już dwa miesiące, jak ten czas leci. Kolki dały nam spoķój i marzę, by już nie wracały. Malutka ładnie je, śpi i rośnie w oczach. Jest taka delikatna, tak inna od Smerfa, taka dziewczęca. Uśmiecha się do mnie, chociaż czasem zaszczyci swoim uśmiechem męża lub Smerfa. Mamy za sobą pierwsze szczepienia, które zdecydowanie gorzej zniosłam ja. 

Rodzicielstwo z Malutką jest zupełnie inne od tego ze Smerfem. I to nie dlatego, że jest innej płci, ani  nawet dlatego, że pierwsze dni i miesiące życia synek spędził w innej rodzinie. Calineczka jest inna, ma inny charakter. Smerfowi zupełnie nie przeszkadzały czapki, a Malutka wprost nie cierpi i mam wrażenie, że robi wszytsko, aby pozbyć się najdelikatniejszego nawet nakrycia głowy. W wózku czuje się jak ryba w wodzie i póki co uwielbia spacery, podczas gdy początki spacerów z synkiem były okupione płaczem. Przebieranie i ubieranie nie robi na niej wrażenia, a Smerf jak na faceta przystało toleruje tylko sprawne i szybkie zmiany odzieży. Calineczka lubi masaże i nawilżanie po kąpieli, a synek do dziś ucieka na widok balsamu. Żeby jednak nie było oboje uwielbiają kąpiele :)

Smerf jest niesamowity i czasem zastanawiam się, kto właściwie rządzi w domu. Jest żywą wersją kopiarki i wszystko, absolutnie wszystko papuguje po nas. Potrafi być słodki i uroczy, ale też kapryśny i złośliwy. Wciąż czaruje otoczenie (nie ściemniam, Calineczka nie ma w sobie tej magii, albo jeszcze jej nie ma) i każdy wybacza mu niecne uczynki, zachwyca się i obdarowuje drobiazgami. Niektórzy patrzą na mnie podejrzliwie, bo przecież ten niebieskooki blondas z przyklejonym do buzi uśmiechem na pewno nie jest tym samym z moich opowiadań - z pewnością przesadzam, albo co gorsza kłamię :) Jest najukochańszy na świecie i nieustannie zachwycam się i rozpływam nad nim, ale wierzcie, ma też słabsze dni. Kiedy jednak słyszę jego śmiech, tę dziecięcą radość, taką prawdziwą i szczerą - wciąż się wzruszam. Jest moim małym, dzikującym słoneczkiem. 

czwartek, 14 lipca 2016

Ich dwoje robi swoje

Czas znów nabrał szalonego tempa i dni uciekają przez palce. Smerf mimo swej wielkiej opiekuńczości bywa zazdrosny o Calineczkę. Dla niej jest opiekuńczy, troskliwy (od razu woła jak tylko Malutka zaczyna się wiercić itp.) i czuły. Czasem jego foch jest wymierzony w nas, choć wielce prawdopodobne jest również to, że to po prostu bunt dwulatka, który u Smerfa przebiega dość burzliwie.

Smerf stał się dużym chłopcem i naprawdę trudno uchwycić moment, kiedy to się stało. Dla mnie oczywiście wciąż jest malutkim syneczkiem, ale obiektywnie patrząc, tamten słodki bobas nie wróci i czas nadążyć za bystrym dwulatkiem. Nie wiem, jak On to robi, ale potrafi zaczarować każdego - przechodnie Go zaczepiają, dają małe upominki - a On uśmiecha się szeroko swoimi białymi ząbkami i topi najtwardsze serca. Ostatnio doszło jednak nowe uczucie, którego Smerfik nie znał - uczucie wstydu. Wstydzi się, kiedy coś zmaluje albo kiedy ktoś Go prosi o coś, czego nie wie. Ucisza gości, którzy są zbyt głośno, bo "dzidzi śpi", sam już dopomina się o umycie buzi czy zębów, sam rozbiera się i odkłada ciuchy we właściwe miejsce. Potrafi sam ubrać spodnie, bluzę czy kurtkę. Koszulki i skarpetki jeszcze przysparzają kłopotów, ale z pomocą mamy daje radę. Prowadzimy trening czystości, ale na razie wyniki kiepskie. Jak to mawia mąż, nie może być we wszystkim idealny ;) Lubi kolorować, słuchać piosenek i układać duplo. Cała reszta zabaw jest tylko dodatkiem do tych wymienionych wyżej. Do tego jest super pomocnikiem w sprzątaniu, praniu i gotowaniu. Oby tylko tak mu zostało :)
O buncie i "nie, bo nie" raczej rozpisywać się nie będę, ale towarzyszy nam każdego dnia, choć mam wrażenie, że słabnie na sile. Tylko cierpliwość i konsekwencja są w naszym przypadku jedyną właściwą drogą. Ale jestem z Niego taka dumna, gdy jest naprawdę mega grzeczny, a o tych trudnych chwilach szybko zapominam.

Calineczka skończyła miesiąc i z początkiem drugiego miesiąca życia osiągnęła niebotyczną wagę 3800g. Wiem, niektóre noworodki tyle ważą, ale ona startowała z wagą 2,5 kg i ledwie ją było widać, a utrzymanie jej w jednej dłoni nie stanowiło problemu. Teraz już rozgląda się dookoła, bacznie obserwuje otoczenie i wydaje mi się, że mnie rozpoznaje. Z jej ust wymknie się czasem "e" lub "a", a miny robi niesamowite. Kolki jeszcze czasem męczą, choć wszystlo zmierza w dobrym kierunku.
Dzięki Niej moje macierzyństwo się dopełniło. Dzięki Niej wiem, jak to jest pielęgnować pępuszek, jak to jest ubierać pampersy w rozmiarze 1 i ciuszki na 56 cm.

Bywam zmęczona i niewyspana. Zdarza mi się zjeść śniadanie przed południem. Czasem na obu rękach mam małe szkarby i nogami otwieram sobie drzwi, ale jestem szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa.