W ostatnim czasie bardzo mało mnie tutaj, choć staram się Was czytać na bieżąco. Być może jesienią uda się nadrobić zaległości, chociaż ciężko będzie odtworzyć wszystko, co działo się w trakcie wakacji.
Smerf
Synek już jakiś czas temu pożegnał pieluszkę i jak na dorosłego mężczyznę przystało, z nocnika korzystać nie chce. W zasadzie (o ile mnie pamięć nie myli) nie posłużył On nigdy do swych celów, chociaż Smerfik długie godziny na nim wysiedział :) Korzysta więc syn z WC, bardziej lub mniej celnie, z przewagą na bardziej. Wpadki są rzadkie, choć spektakularne (np. na środku trasy ekspresowej), więc zawsze zabieramy odzież na zmianę. Coraz częściej wychodzimy na dłuższe spacery, na miasto czy do kościoła i synek wytrzymuje. Poza tym woła chwilę wcześniej (początkowo była akcja - reakcja), więc mamy czas na znalezienie toalety.
Ustępują znacząco Jego zachowania negatywne, które były odpowiedzią na każdy nasz sprzeciw. Ogólnie synek ma szerokie pole manewru i staramy się nie ograniczać Jego autonomii, o ile nie godzi ona w autonomię innych osób i nie stwarza niebezpieczeństwa. Żeby jednak tak kolorowo nie było, że z dnia na dzień Smerf stał się taki "cud miód", to zachowania te zastąpił ... foch. Teraz syn krzyżuje ręce, odwraca się plecami i staje jak wryty. Bo foch to foch. Czasem trwa kilka sekund, czasem kilkanaście minut. Osobiście wolę tę formę buntu od poprzedniej (bardzo głośnej), ale potrafi być męcząco.
Mamy bunt toaletowy, Smerf nie chce myć zębów, chociaż od kiedy tylko potrafił pogmerać szczoteczką w buzi z przyjemnością to robił (czasem po kilkanaście razy dziennie). Nie pomogło ani zmiana pasty, szczoteczki, wspólne mycie. Czekam cierpliwie, być może dokuczają mu piątki i mycie sprawia mu dyskomfort.
Samodzielność synka zatacza coraz większe kręgi i zapewne ani się obejrzę, a Smerf stanie się zupełnie samowystarczalny. Fizycznie i sprawnościowo jest bardzo rozwinięty, do tego bardzo odważny, więc wystarczy, że zobaczy coś raz i łapie. Obcy ludzie nie wierzą, że dopiero niedawno skończył dwa lata. Dla nas nie zawsze jest to jednak powód do dumy, bo czasem Jego wyczyny przyprawiają nas o szybsze bicie serca i skoki ciśnienia.
Równie często jak szalone pomysły ma przypływy uczuć wyższych, a wtedy biegnie, wtula się i obcałowuje. Uwielbiam te poranki, kiedy wkrada się do łóżka, daje buziaki w jeden, drugi policzek, a na koniec mówi "Mamoooo, kawę?"
Kochany jest i kropka.
Calineczka
Całkowicie niepostrzeżenie skończyła 3 miesiąc życia i wkroczyła w zupełnie inny wymiar rozwoju społecznego. Uśmiechem czaruje nas codziennie, a nawet uśmiechem nas zaczepia. Nielicznych, którzy nagimnastykują się nad Nią obdarza takim samym, szerokim uśmiechem, a czasem aż piszczy z radości. Odkryła niedawno, że ma ręce. Potrafi bardzo długo przyglądać się dłoniom, wkładać je do buzi, znów się im przyglądać. Z jej ust wydobywa się słodkie "aggg" i "ueeee". Wciąż śpi bardzo dużo, znacznie więcej niż Smerf w tym okresie. Noce bywają różne - od tych przespanych prawie całkowicie (20-5) do tych z pobudką co 3 godziny. Spacery uwielbia, chociaż domaga się podziwiania świata i zainteresowania jej osobą. Rośnie tak szybko, że niedługo wyskoczy z siatek centylowych, chociaż urodziła się jako drobinka.
Jak już pisałam, jest zupełnie inna niż Smerf. Jest spokojniejsza. Delikatniejsza. Bardziej cicha :)
Smerfa odnaleźliśmy jak miał skończone 3 miesiące - mniej więcej w tym okresie, w jakim jest teraz Calineczka. Wcześniej oczywiście wiedziałam, że tracę te pierwsze miesiące Jego życia bezpowrotnie, ale racjonalizowałam sobie to tak, że czym są te trzy miesiące w porównaniu z latami, które spędzimy razem. I faktycznie tak jest, ale teraz namacalnie wiem, ile straciliśmy oboje. Ile straciłam ja, ile stracił On.
Te trzy miesiące to ogrom czasu. Poznawanie siebie. Budowanie relacji. Ciepło. Wystarczy, że spojrzę na Calineczkę i wiem, czemu grymasi, czemu płacze. Potrafię przewidzieć jej reakcje. Czuję, kiedy obudzi się, kiedy boli ją brzuch.
Przy Smerfie wciąż się uczyłam, wciąż mnie zaskakiwał. Tego nie da się wytłumaczyć słowami, ale każdy dzień bez Smerfa musieliśmy wspólnie nadrobić tygodniami, miesiącami. Uczyliśmy się siebie, nie zawsze nam to wychodziło od razu.
Dziś jest moim synkiem, takim, o jakim marzyłam. Przebojowym, odważnym, charakternym. Jednak jego pierwsze dni życia kształtowane były w innym środowisku, równie dobrym i ciepłym, ale innym. Teraz po tacie jest odważny, ciekawy, dociekliwy. Po mamie przebojowy, wygadany, zadziorny.
Jaka będzie Calineczka?
Na razie, identycznie jak Smerf, przy zasypianiu wydobywa się z jej ust "kojo,kojo"......
A ja? Cóż, nie zawsze jestem wyspana, nie zawsze kawa okazuje się być panaceum na zmęczenie. Czasem nadepnę na lego, czasem robię Jengę z ciuchów do prasowania. Staram się jednak zawsze wygospodarować czas na zrobienie paznokci czy fryzjera. Wyciąć z doby te pół godziny, gdzie zalegam z książką albo plotkuję z przyjaciółkami. Ładuję baterię, by mieć siłę na slalom między drzewami za uciekającym na rowerku Smerfem, mycie lustra po raz tysiąc trzysta dwudziesty siódmy tego samego dnia czy dyskusję na temat tego, czemu akurat kura robi "koko" a kot "miauuu", a nie na odwrót. I tylko ja wiem dlaczego pytanie "Co to jest?" znalazło się na liście pytań zabronionych :) :) :)