Dziś będzie o wszystkim - taki multipack nadrabiający to, co chciałabym napisać w kilku postach. Kiedy jednak zabieram się za tworzenie - akurat budzi się Smerf albo przychodzą goście.
Ostatnio, po tym nieszczęśliwym wypadku staram się poświęcać Smerfowi 200% uwagi, a wszystko inne robić kiedy jest mąż albo synek śpi. I chociaż przecież "to" wydarzyło się akurat wtedy, kiedy moja uwaga była poświęcona Smerfowi, to wolę dmuchać na zimne.
Smerf czuje się dobrze i chyba na dobre zapomniał o minionej przygodzie. Również i nas opuściły emocje, chociaż jak wyżej napisałam stan podwyższonej gotowości trwa - a wierzcie mi, przy Smerfie samo patrzenie może zmęczyć :)
***************
Niedawno nasz synek skończył 18 miesięcy. Przegapiłam moment skoku rozwojowego, gdyż zdarzyło się to co zdarzyło i zdrowie Smerfa było najważniejsze. A w ciągu kilku dni Młody rozgadał się nie do poznania. Co prawda wciąż dominuje Język Simów, ale sporo jest słów zrozumiałych dla innych. Czasem, mówiąc po swojemu lub tłumacząc, wyrywa mu się dość trudne słowo, jak na przykład zobaczcie (obacćie) czy zrobiłem (zobijem). W słowniku na stałe pojawiły się takie słowa jak: hało (halo),dzieci, dzidzia, nie mogę, daj to, tego nie, kicia - te słyszę bardzo często. Pojawiło się też pierwsze składanie wyrażeń "mama daj to", "ciocia co to?", " nie ma Niania" itp.
Najbardziej rozbraja mnie jego rozmowa telefoniczna:
Hało (język Simów) Niania (język Simów) co to? (język Simów) kicia (język Simów) ooooooo nie! (język Simów) mama dźie (gdzie) (język Simów) nie ma (język Simów) ..... i tak dalej, na przemian po swojemu i po naszemu :) Czasem po kwadransie takiej dyskusji przez telefon boli mnie szczęka.
Rozumie praktycznie wszystko. Potrafi poznać po głosie kto dzwoni (tata, ciocia, Niania, baba itp.). Jeśli tylko wymknie mi się, że muszę odkurzyć czy teraz będę obierała ziemniaki - wie, gdzie iść i po co, jak się zabrać do danej czynności itp. Wie, gdzie wędrują naczynia ze zmywarki i wie, gdzie wędrują brudne. Na hasło "obiad" ciągnie krzesełko do karmienia albo siada przy stole. Na hasło "umyć rączki" idzie do łazienki, po wszystkim wyciera ręce. Wie do czego służą urządzenia codziennego użytku, poproszony o przyniesienie czegoś z innego pomieszczenia nie ma z tym problemu. Karmi, usypia i ubiera wszystkie misie. Kilkukrotne prośby o posprzątanie książeczek czy zabawek stają się skuteczne (być może kiedyś wystarczy tylko raz powiedzieć?). Dopasowuje kształty i układa proste układanki. Wskazuje części ciała u siebie i innych. Wie, że zwierzątka trzeba głaskać delikatnie i nie można ich męczyć. Rozumie,gdzie się zakłada jakie części garderoby. Samodzielnie je dania stałe, jogurty i kaszki (zupa nadal wędruje pod bluzkę) - często wspomaga się jeszcze rękoma. Pije z bidonu, z kubka niewielkie ilości - nadmiar ląduje na bluzce. Potrafi przenieść danie na talerzu z pokoju do kuchni nie wyrzucając zawartości po drodze. Lokalizuje ukryte przedmioty, np. miś w klockach, kubek w zabawkach itp. "Zna" niektóre tytuły książek i poproszony o podanie konkretnej podaje ją. Udaje, że liczy po swojemu (ta, owa, na, ity itd.)
Tworzy piękne freski na ścianach salonu. Nieosiągalny dla Niego przedmiot zdobywa na dwa sposoby - na stół najczęściej kładzie zdalnie sterowany samochodzik i przejeżdża taranując - np. kubek, cukierka i wszystko spada na podłogę. Z innych miejsc łapką na muchy popycha aż jest w zasięgu Jego rączek. Albo rzuca piłką. Entuzjastycznie reaguje na inne dzieci na mieście, zaczepia, daje cześć, żółwika. Jest zazdrosny o wszystkie dzieci, które wezmę na ręce, uśmiechnę się czy zagadam. Sam z siebie biegnie by się przytulić, dać buzi i uściskać. Pokazuje paluszkiem na serce, jak pytam "gdzie mamusia Cię urodziła?".
Mniej kolorowo, chociaż pewnie zabawnie czasem: Rozbiera się "do rosołu" po wieczornej kąpieli. Potrafi rzucić się na ziemię na środku miasta. Zjada papier wszelkiego rodzaju. Ucieka przed zmianą pieluchy. Krzyczy i piszczy jak czegoś nie dostanie. Nie chce się rano ubierać. Nie chce wychodzić z kąpieli. Nie chce wracać ze spaceru. Na wszystko się wspina przyprawiając nas o palpitację serca. I klasyczne "nie", bo nie.
Etap buntu dwulatka ogłaszam za rozpoczęty :)
Oczywiście to skrót, sporo rzeczy wciąż mi ucieka i chociaż staram się notować, to nie zawsze wszystko pamiętam.
*************************
Dziękuję za nominację Tygrysmamatuitatatu, odniosę się do pytań w odrębnym poście :)
Zrezygnowałam z pracy. Długo biłam się z myślami, rozważałam "za" i "przeciw". Jednego dnia już myślałam, że podjęłam decyzję, a drugiego już nie byłam jej pewna. A skoro nie byłam pewna na 100%, to chyba znaczy, że postąpiłam słusznie. Nie żałuję. Tak sobie myślę, że na wszystko musi przyjść w życiu odpowiedni czas. Na pracę też przyjdzie. Żeby jednak nie było, że spoczęłam na laurach - jak wpadnie mi krótkoterminowe zlecenie to pewnie przyjmę, żeby mieć na waciki :) Działalność, z której się utrzymujemy jest od jakiegoś czasu w połowie moja, więc nie mam wyrzutów sumienia, że nie wnoszę nic do budżetu :)
Tyle na dziś, i tak nie wiem, czy ktoś dotrwał do końca :)
Dotrwała;-)
OdpowiedzUsuńGratuluję postępów Smerfiątka - rozwija się pięknie. No a bunt dwulatka nie jest mi obcy - życzę cierpliwości;-)
Co do pracy to każda decyzja niesie ze sobą i dobre i gorsze strony, ale to Ty musisz być pewna.
Poprzedni wpis dopiero przeczytałam - współczuję przeżyć!
Nam Hanula upadła z ośmiu schodów na klatce schodowej (blok), bo drzwi były niedomknięte tuż po tym jak mój M. wrócił ze spaceru z naszą psicą - niedziela, 9 rano, ja robię śniadanie a mąż mył psicy łapy w łazience. Płacz Hanuli nas zmroził, leżała na półpiętrze i wyciągała rączki... Całą niedzielę przepłakałam. Na szczęście nawet siniaka nie było. A miała wtedy 14 miesięcy.
No i bardzo mi przykro z powodu STRATY...
Przytulam.
Dziękuję za ciepłe słowa :*
UsuńI Wam również współczuję przeżyć z córeczką - ale tak to już jest, że nie jesteśmy w stanie nadążyć za dziecięcą ciekawością świata.
Buziaki :*
I ja melduję, że przeczytałam całość - i to z wielką przyjemnością. Smerf robi niesamowite postępy - pod kątem mowy i samodzielnego jedzenia jest do przodu w stosunku do Bąbla, choć nasz Potwór starszy o 2 miesiące ;)Natomiast bunt dwulatka i u nas w pełnym rozkwicie...
OdpowiedzUsuńWięc kochana łączę się w bólu nieustannego "nie" i prób naszej cierpliwości, wytrzymałości i opanowania :)
UsuńZ tą mową to było już u nas też, że zdążyłam kilku osobom powiedzieć, że Smerf nie robi od jakiegoś czasu postępów, tzn. powtarzał znane mu słowa, ale nie dochodziły nowe. I z dnia na dzień "wysypało się" sporo nowych i tak każdego dnia jakieś przybywa. Poza tym, każde dziecko znajdzie swój odpowiedni moment na "rozgadanie się" - np. w wieku Smerfa moja chrześnica potafiła powtórzyć każde słowo (te trudne zniekształcała) a chrześniak męża starszy od Smerfa o rok ma uboższy zasób słów.
Jedzenie - wszystko fajnie, ale jakie ofiary w ciuchach - Smerf za nic nie lubi śliniaków, ochraniaczy i tym podobnych wynalazków, w związku z czym po posiłku bluzka plus body do zmiany....
Buziaki :*
I ja dotarłam do końca. I to nie raz, bo z wielką przyjemnością czytałam powtórnie. Pięknie się Smerfik rozwija.
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że możesz zostać w domu z Synkiem. Troszkę zazdroszczę. Ja wracam za miesiąc. I tak mi szkoda, bo nie będzie mi dane widzieć tych wszystkich postępów, o których piszesz. Przynajmniej z taką częstotliwością, jak dotąd.
Uściski
Wiem kochana jak trudny dla nas mam jest powrót do pracy - miałam okazję przekonać się w październiku. Początki były ciężkie, ale z każdym dniem przyzwyczajaliśmy się do nowej rzeczywistości. Taka kolej rzeczy....
UsuńCenie sobie teraz to moje "domowe lenistwo", chociaż są dni, że przydałaby mi się rozrywka zwana pracą :)
Uściski :*
Bunt dwulatka rozpoczęty :) no to teraz będzie się dzialo :) Cale szczęście że nie poszlas do pracy bo im więcej ciebie w domu tym lepiej... no a teraz musisz być x 2 :) bo 200% :)
OdpowiedzUsuńJęzyk simow bardzo fajny i ciekawy... jej ku ale ten Smerf rośnie.. zaraz 2 latka mu stukna :)
Buziaki :* dla Was :*:*:*
Oj ucieka ten czas i często przecieka przez palce - sama się kochana niebawem przekonasz ;)
UsuńBuziaki :*
Ja też dotrwalam i się uśmiałam momentami:-) Opowieści o Smerfie potrafią mnie rozbawić. To wielkie szczęście mieć takiego Smerfa. Mam nadzieję, że i ja takiego szczęścia jeszcze doświadcze. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBasiu, jestem pewna, że nie takiego szczęścia jeszcze doświadczysz w macierzyństwie :) Mocno trzymam kciuki za to!
UsuńUściski