Sercem urodzone

Sercem urodzone
W błękicie Twoich oczu odnalazłam szczęście....

niedziela, 2 października 2016

Trochę o nas

Jeden post na miesiąc to dramatyczny wręcz wynik, ale mimo szczerych chęci nie zawsze jest czas i możliwości. O ile jeszcze uda się zsynchronizować drzemki dzieciaków, to mam godzinę wolnego - ale nie zawsze tak jest. Poza tym spraw do załatwienia nawarstwiło się sporo, a ostatni miesiąc był bardzo dynamiczny.
Za nami wszystkie zaplanowane imprezy i większe wyjazdy. Całe weekendy wrześniowe były zapełnione, a kiedy nastał pierwszy luźny, już październikowy, postanowiłam trochę zaległych spraw rozwiązać. Przydałby się odrębny post o wrześniowych atrakcjach, ale na pewno braknie mi czasu. Smerf był wniebowzięty, choć czasem pokazywał przysłowiowe rogi, a Calineczka większość dnia przesypia, więc dowie się ze zdjęć, ile zwiedziła i zobaczyła mając trzy miesiące.

Malutka skończyła cztery miesiące i wcale już malutka nie jest. Z okruszka stała się sporym bobasem, przegoniła nawet Smerfa kiedy był w jej wieku. Nadal je, śpi i strzela w pampa, a kiedy nie śpi wydaje dźwięki co najmniej o dwa tony za wysokie :) Chwyta i wkłada do buzi wszystko, głównie palce, które wyjątkowo jej smakują. Obstawiam, że szybko zacznie ząbkować. Rozpoznaje już i nie każdego obdarowuje uśmiechem, na mój głos uspokaja się, a kiedy ją rozśmieszam aż piszczy z radości. Spacery głównie przesypia, a w nocy mamy jeszcze jedną pobudkę. Jest spokojna i grzeczna i życzyłabym sobie, aby taka pozostała :)

Smerf ma etap przytulania i całowania. Wpakowuje się do nas rano do łóżka, taszcząc ze sobą misia, obsypuje buziakami i czeka na poranne wygłupy. Najczęściej budzi Calinkę, która stacjonuje u nas w sypialni, aby później i ją zaczepiać i rozśmieszać. Mam wrażenie, że nie boi się nikogo i niczego, chociaż coraz częściej się wstydzi. Wszystko chce robić sam, więc sika sobie na buty albo ładuje litr sosu na ziemniaki. Cisza oznacza, że robi pranie (wszystko na raz, na to cały płyn do płukania i program wirowania na przykład....) albo sałatkę (wszystko, co na dolnej półce w lodówce soczyście polane ketchupem na przykład....). Każdy swój wybryk przypieczętowuje uśmiechem za milion dolarów, bo co jak co - ale cwany jest za trzech :) Jak coś chce to jest "Mamusiu" a jak coś zmajstruje to "Mamooooo". Jest opiekuńczy (jak Calinka uleje to biegnie z chusteczką na przykład) i cierpliwy, ale jak coś mu nie pasuje, to uparty i ..... płaczliwy! Smerf szukając na nas sposobu wyczuł, że łatwiej się rozpłakać niż rzucić na ziemię (szybciej osiągnie efekt), a Jego emocje wciąż ewaluują (w tę dobrą stronę) - tylko po wizycie u dziadków mam wrażenie, że ktoś mi dziecko podmienił - coś czuję, że babcia mu na wszystko pozwala, choć twierdzi co innego.... Poza tym, to fajny chłopak z Niego - taki synuś mamusi :)

Kocham te moje szkraby i choć ich nie urodziłam, to mam wrażenie, że są absolutnie moje w pełni (i męża, żeby nie było) - tylko czas za szybko ucieka, a tak chciałoby się go zatrzymać.....

5 komentarzy:

  1. Podpisuję się pod ostatnim zdaniem. Te chwile już nie wrócą, a to taki cudny czas w życiu naszych Szkrabów.
    Fajnie, że choć raz na miesiąc mogę poczytać, co u Was.
    Uściski

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście wolałabym czytać częściej o przygodach Smerfa i Calinki - ale lepiej rzadko, niż wcale ! :) Dobrze, że chociaż raz w miesiącu znajdujesz czas na to, by spisywać te najważniejsze momenty - bo tak jak sama napisałaś, są bardzo ulotne i przemijają zdecydowanie zbyt szybko...Pozdrawiam Was serdecznie ! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę chciałabym częściej pisać co u nas, ale ten moment nastąpi pewnie dopiero wtedy, kiedy Smerfa wciągnie coś na dłużej niż 10 minut ;) bo przy Nim trudno się skupić.
      Buziaki

      Usuń
  3. Ja patrząc na moje dzieci naprawdę już wiem dlaczego w moim życiu potoczyło się właśnie tak - że nie mogłam zdecydować się na biologiczne dzieci. Po prostu tak miało być i moje dzieci naprawdę pomyliły brzuszki i było to wszystko nam pisane.

    OdpowiedzUsuń