Chyba nie doleczyłam ostatniego przeziębienia - jak zawsze wierzyłam w swoje możliwości i kiedy tylko mogłam śmigałam załatwiając sprawy, z zatkanym nosem i bolącym gardłem. Efekt - zapalenie krtani. Nie lubię użalać się nad sobą, ale fatalnie się ostatnimi dniami czułam. W nocy budziły mnie duszności, bo katar udało mi się opanować aptecznymi specyfikami. Do tego głos (a raczej skrzeczenie) nie brzmi obiecująco...
Jako, że jak się coś komplikuje, to zazwyczaj wszystko, w naprawie ląduje mój telefon i laptop. Już byłam bliska zakupu nowych, ale jestem taka sentymentalna i strasznie szkoda mi tych wszystkich danych - zdjęć, filmików. I oczywiście do tego jestem roztrzepana - w przeciwnym razie dawno bym miała wszystko zapisane na dysku zewnętrznym lub płytach. Ot, takie małe podsumowanie siebie zrobiłam :)
Byłam u przyjaciółki jakiś czas temu, tak w ramach relaksu pomogłam jej przy dzieciakach. Dla niej to była pomoc, bo dla mnie - najprzyjemniej spędzony czas w roku. Nawet pomijając to, że Mały był czasem marudny na zęby - kiedy się wtulił tą swoją buźką we mnie, w środku się rozpadałam na milion kawałków. Uwielbiałam kiedy się budził, stawał w łóżeczku i częstował mnie swoim boskim uśmiechem. Lubiłam jak śmiał się w głos, kiedy coś wyjątkowo Go rozbawiło. On mnie chyba też polubił, bo wszędzie za mną raczkował (wiem, wiem - byłam dla Niego nowością i atrakcją hehe).... Czułam się taka dumna, zaprowadzając starszą córkę do przedszkola. I w każdej minucie uświadamiałam sobie, jak bardzo tęsknię za takim życiem.
Minął rok od uzyskania kwalifikacji. Cały rok marzeń, tęsknoty, wyczekiwania. Tak bardzo nie chciałabym za rok pisać, że minął kolejny rok - ba, ja nawet nie umiem sobie tego wyobrazić. I wierzę, że już niedługo, że lada chwila odnajdzie się Nasze Dziecko.