Sercem urodzone

Sercem urodzone
W błękicie Twoich oczu odnalazłam szczęście....

środa, 30 września 2015

Metamorfoza

Zawsze późnym wieczorem, kiedy głowa przytulona jest do poduszki, moje myśli najlepiej układają się w słowa. Jednak wtedy nie mam siły siedzieć i stukać, a rano - fruuuu - zupełnie nie wiem o czym pisać. 

Coś mi też ciągle uwiera w tej mojej pisaninie, jakoś nie do końca czuję, że taka forma prowadzenia bloga mi odpowiada, a pewnie czytelników nudzi. Zastanawiałam się, myślałam co zmienić, czy pisać częściej, czy skupić się bardziej na sobie, czy pisać w ogóle....

I na próbę zmienię formę zapisu myśli, może to akurat będzie "to" ? Jeśli nie, będę poszukiwała dalej.

****************************************

Siedzę z mokrymi włosami, które żyją swoim życiem i nigdy, ale to absolutnie nigdy nie udało mi się ich ujarzmić po umyciu. Suszarka i prostownica to taki mój duet podręczny, bez którego nie wyobrażam sobie egzystencji. A ta ostatnio jest mocno nadwątlona przez brak energii. Gdybym tylko miała jej choć w połowie tyle, co ma mój syn....

A, mój syn. Nauczył się pokazywać język. No dobra, sam się nie nauczył, ale nie napiszę Wam, kto Go nauczył. W każdym razie dziś w odpowiedzi na to, czy ma ochotę coś zjeść, pokazał mi język. To chyba znaczyło, że nie ma? 
W każdym razie obiad zjadł, chociaż jakieś jego ilości składowe znalazłam w szufladzie z miskami. Dużo różnych ciekawości tam ostatnio znajduję: buty, kawałki ręcznika papierowego, misia (który ma z 50 cm i nawet upchany nie mieści się tam razem z miskami), magnesy z lodówki, chrupki i resztki jedzenia. Raz nawet znalazłam tam swój telefon (czyżby lewitował?!). 

Jutro już październik, nie wierzę, że to już. Przecież niedawno pluskaliśmy się w basenie. Jeszcze trochę i minie rok, od kiedy Smerf jest z Nami. A co było przed Nim? Jak wyglądały nasze październikowe dni? Czasem bym chciała sobie przypomnieć, ale nie potrafię. Są jakieś przebłyski badań, lekarzy, łez - ale zupełnie nie umiem ich umiejscowić w czasie. Zapytam później męża, On ma pamięć do dat, może będzie wiedział, jak spędzaliśmy wrzesień i październik w 2012 roku, na przykład.....
Dziś nie umiem wyobrazić sobie, że rano nie obudzi mnie "mama, mamaaaaaaa" i smyranie po włosach, albo donośne "tata" połączone od razu z pytaniem "co to?". Dziś nie zastawiam się, jak by to było, gdyby po mieszkaniu buszował Mały brzdąc. Dziś już wiem.

Idę zrobić porządek z tymi włosami. Później jeszcze muszę poodkurzać kawałki jabłka, które wtarł w dywan synek, bo jutro rano gotów jest je zjeść :) A jutro? Dobre pytanie, bo czym jutro mnie zaskoczy nigdy nie wiem.






wtorek, 22 września 2015

Nic ciekawego

Nie piszę, bo nie dzieje się nic ciekawego. Po intensywnie spędzonym lecie przyszedł czas na odpoczynek, chociaż ciężko odpoczynkiem nazwać bieganie za Smerfem. Jego nad aktywność sprawia, że często wieczorami padam na kanapie i jedyne do czego zmuszam moje ciało to przełączanie programów w tv.

Do słownika Smerfa dołączyło słówko "idźe" (używane również jako "jedzie"). 
Jest mistrzem robienia bałaganu. Gdyby Go tak zostawić na pół godziny samego, domu pewnie nie dałoby się odgruzować, a On sam siedziałby dumnie na stercie zniszczeń śmiejąc się zawadiacko. 
Pewnego razu, będąc na spacerze z tatą tak Go urządził, że polała się krew z nosa. Tatusiowego oczywiście. Z całym impetem stuknął tacie z główki, kiedy ten chciał poprawić mu ubranie. Przestraszył się jednak nie na żarty i cały wieczór obdarowywał tatę buziakami na przeprosiny (chociaż całuje już tylko mamę, bo chłopaki przecież się nie całują tylko przybijają sobie piątkę).
Wszystko chciałby już robić sam, chociaż nie zawsze mu wychodzi. Samodzielne jedzenie wychodzi coraz lepiej (co nie trafi łyżką, to można popchnąć ręką), ale jest bunt na widok krzesełka do karmienia. Nawet dosuniętego do stołu. Idealnie jest, kiedy siedzi razem z Nami (ale wtedy próbuje różnych akrobacji). Albo zjada "w biegu", przy okazji jedzenia robiąc setkę innych rzeczy. 

Przesadził mojego storczyka z parapetu na podłogę pozbawiając go jednego liścia. Zrobił porządek w dokumentach taty, zjadając przy okazji kawałek faktury. Poukładał wszystkie buty, a do nich schował kawałki paluszków. Robił jajecznicę z pięciu jaj, tuż przy kuchence, włącznie ze skorupkami (przecież tyle mają wapnia!). Sprawdzał wytrzymałość gładzi szpachlowej uderzając w nią krzesłami. 

No i jak tu Go nie kochać?!



piątek, 11 września 2015

Rozmowy

Synek stał się bardzo rozmowny. Co prawda posługuje się najczęściej językiem "chińskim uproszczonym", ale można się już z nim w wielu kwestiach dogadać. 

Ulubionym słówkiem jest oczywiście "nie", któremu towarzyszy kręcenie głową. Przykład rozmowy:
- Synku, chcesz chleba?
- Nie - odpowiada Smerf kręcąc głową, po czym szeroko otwiera buzię i bierzę kęs :) 
Czasem, nawet coraz częściej zdarza mu się powiedzieć "ta", czyli tak. Jednak wciąż jest to niewielki procent w porównaniu do "nie".

Oprócz standardowych mama, tata, baba, dada pojawiło się kilka nowych słówek.
Niana - czyli niania, moja młodsza siostra otrzymała taki przydomek;
Dźdźa - czyli dzidzia, każde pojawiające się w realu/książce/tv dziecko mniejsze lub większe;
Kaka - jedzenie i picie;
Ba - czyli bam, podczas upadku albo celowego rzucenia zabawką;
Ja - czyli zawsze, kiedy chce coś zrobić samodzielnie;
Da - czyli daj, ale używane tylko wtedy, kiedy Smerf domaga się czegoś zakazanego;
Mapa - pośrodku sylab powinno się znajdować "ł"...... :) ale używane do określenia zwierzątka w książce ;)
Ko - czyli kotek, używane j/w;
Cota - czyli ciocia - każdy dorosły osobnik płci żeńskiej :)
Tet - czyli cześć, codziennie rano i czasem jak poproszę powtórzy;
Wszechobecne "co to?", na które oczywiście muszę udzielić kilkukrotnej odpowiedzi, towarzyszy nam już jakiś czas. Czasem, jak wskaże przedmiot/rzecz łatwe do wymówienia, próbuje w swoim języku powtórzyć. Szybko jednak zapomina ;)

Tyle pamiętam, pewnie są jeszcze jakieś słówka. I dialogi - monologi w języku simów ;) 
I pierwsze dwie litery swojego imienia również mówi, chociaż chyba tylko i wyłącznie powtarza, bez powiązania ze sobą (a może się mylę?)

Zauważyłam też, że Smerf jest bardzo szczery - nie ma problemu z dzieleniem się zabawkami, nie wyrywa ich innym dzieciom, trzymane w ręku potrafi na prośbę oddać. Praktycznie za każdym razem dzieli się z nami jedzeniem - nierzadko też właśnie wyciągniętym z własnej buzi..... :)  :) :) ale również tym, które akurat dostał. 

Buntu wciąż ciąg dalszy, mina " w podkówkę" dominuje, tupanie nogami też. Czasem jakiś płacz. I chociaż wiem, że powinnam być konsekwentna - patrząc na smutną minę Smerfa serce mi krwawi....od razu myślę, że tyle lat na Niego czekałam, że nie zasługuje na to, by płakał.....Ah, i chyba jestem na dobrej drodze do rozpieszczenia swojego dziecka. A może tylko mi się tak wydaje, bo jest żywiołowy i uparty?




wtorek, 1 września 2015

Dinopociąg

"...każdy z nas jest inny, nie ma takich samych - jesteś moim synkiem, potrzebujesz mamy..." 

Przez wiele weekendów ten tekst praktycznie budził mnie - moja młodsza siostra z namiętnością oglądała Dinopociąg, chociaż lat już miała sporo i dzieciaki w jej wieku zrezygnowały z oglądania bajek. Ona jednak zaraz po otwarciu oczu włączała tv i razem z dinozaurami śpiwała "Dinopociąg nasz....." 
Dziś śpiewa tę piosenkę Smerfowi. Przy którejś takiej "operze" podłapałam zdanie umieszczone na początku postu. Cofnęłam się pamięcią wstecz i przypomniałam sobie, że jeden z dinozauraów wykluł się inny, ale cała jego "inność" była w bajce bardzo sprytnie wykorzystywana - to, czego nie mogły/nie potrafiły zrobić jego bracia i siostry - on zawsze potrafił i czuł się przez to wyróżniony. 

Ja nie marzę, aby Smerf był w jakiś sposób wyróżniany. Ja marzę, aby był szczęśliwy. Aby nigdy nie poczuł się gorszy i pokrzywdzony. Aby znał swoją wartość.
Kiedy tak rozmyślam dochodzi do mnie, jak trudne przede mną i mężem zadanie - bo czy łatwo jest wychować dobrego człowieka? 

*******

Wakacje dobiegły końca. Były intensywne, nowe, zaskakujące, a czasem męczące. Pierwsze wspólne, prawdziwie rodzinne. Bez polegiwania do południa i bez czasu na nudę. I minęły tak szybko....


Smerf ma się dobrze, opanowuje nowe umiejętności, powtarza nowe słowa, demonstruje swój upór i dokazuje za pięciu :)
Nauczył się schodzić z kanapy i łóżka, a w zasadzie mąż, przerażony akrobacjami jakie wykonuje, pokazał mu jak to robić i bardzo szybko podłapał. Tym samym stał się całkowicie mobilny i zniknęły ostatnie przeszkody nie do pokonania - bo dostać się wszędzie potrafi.
Zorientował się też, że rzucenie się na posadzkę w miejscu publicznym skutkuje automatycznym wzięciem na ręce :) i zdobyciem tego, na co akurat ma ochotę/ zmianą terytorium na bardziej interesujące roczniaka /powrotem do auta i uwielbianą przez synka podróżą. Nie myślałam, że kiedykolwiek to napiszę, ale ..... przestałam lubić zakupy ;) - bo tych, jak na faceta przystało, Smerf nie znosi.
Nudzą Go też wszystkie "dorosłe" miejsca, co jest zrozumiałe - ale czasem trzeba coś załatwić. I właśnie wtedy syn postanawia przesadzić ponad metrowego kwiatka w przychodni albo pogrzebać w torebce pani w kolejce :) na szczęście wszyscy do tej pory, patrząc na blond loczki i oczka jak "kota ze Shreka" - udaremniają mu niecne uczynki i jeszcze nagradzają (!!!!!) Jego zaczepki. I na szczęście Smerf zaczyna stosować się do wyznaczanych mu granic. Zobaczymy jak długo ;)